Dziennikarze porównywali ją do Wałęsy i Joanny d’Arc. Albo do Erin Brockovich, która pokonała koncern chemiczny zatruwający wodę (film z Julią Roberts). To ostatnie porównanie Bożena Łopacka najbardziej lubi przywoływać. Znalazło się też na plakacie „Dnia kobiet” – że to o polskiej Erin. Walczącej z wyzyskiem ludzi w sieci handlowej, zakamuflowanej pod marką Motylek.
– Czuję gorycz i zawód – mówi Bożena Łopacka, była kierowniczka sklepu Biedronka w Elblągu, która w latach 2004–05 stała się symbolem walki o prawa pracownicze. – Rozumiem, że to film fabularny, zlepek sytuacji z różnych sieci. Ale nie sądzę, żeby było dużo takich historii jak moja. Główna bohaterka, jak ja, z kasjerki awansowała na kierowniczkę. Ma córkę, ja też mam córkę. „Obozy pracy”, o których mówi, to było moje hasło. Ludzie mnie kojarzą z postacią.
Mówi: piszą teraz o niej różne rzeczy na forach internetowych. Weźmy choćby wątek seksualny w filmie. Ktoś, kto jej nie zna, pomyśli: ale z tej to była artystka. Nie wie jednak, jak autorki scenariusza mogły wybrnąć z tego problemu. Ale tak naprawdę głównie boli ją to pominięcie. – Kto, jak nie ja, by im najwięcej opowiedział o warunkach, w jakich pracowałyśmy? – pyta retorycznie Bożena. – I myślę, że nie jestem mniej ciekawą osobą niż ta z filmu.
Ani czasu, ani siły
Oto, jak było naprawdę. Też zaczynała w kasie. W Biedronce obeszło się bez siedzenia na kasie w pampersach (to z hipermarketów).