Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Spiralka albo zamrażarka

Jak w Polsce walczy się z antykoncepcją

W Polsce wykrywanych jest ok. 80 przypadków zabójstw noworodków rocznie. W Polsce wykrywanych jest ok. 80 przypadków zabójstw noworodków rocznie. Mirosław Gryń / Polityka
W Polsce antykoncepcja jest kwestią ideologiczną, a system napędza podziemie aborcyjne i niechciane ciąże, których skutkiem bywa dzieciobójstwo. Jak z tym walczyć?
Wiedzy o seksualności należy uczyć od 4 roku życia, a wiedzy o antykoncepcji od 12.Mirosław Gryń/Polityka Wiedzy o seksualności należy uczyć od 4 roku życia, a wiedzy o antykoncepcji od 12.

Artykuł ukazał się w POLITYCE w maju 2013 roku.

Jeśli państwo nie rozwiąże problemu dzieci niechcianych, co jakiś czas będziemy konfrontowani z kolejnymi przypadkami seryjnych dzieciobójstw. Jedyną drogą, by tego uniknąć, jest antykoncepcja, oferowana także jako część pomocy społecznej.

Słynna Katarzyna W., matka Madzi, to raczej wyjątek niż reguła. Portret statystycznej dzieciobójczyni jest inny. To kobieta bardzo słabo wykształcona, w trudnej sytuacji materialnej, kompletnie bezradna życiowo. Nie zabija swojego pierwszego dziecka. Zazwyczaj ma ich już kilkoro. Jak pisze Marta Sikoń-Łatka w książce „Kobieta w więzieniu”, na pierwszą ciążę takie kobiety reagowały nawet entuzjastycznie. Dopiero problemy, przemoc ze strony partnera, bieda wywoływały u nich silny lęk przed kolejnymi ciążami. Ukrywały ten fakt, czekając, aż problem sam się jakoś rozwiąże. Niektóre próbowały poronić, biorąc gorące kąpiele, skacząc ze stołu, tłukąc się po brzuchu. Nie rodziły w szpitalu, ale w tajemnicy przed otoczeniem: w domu, w jakiejś komórce, gdzieś na dworze. Ich irracjonalne zachowanie potęgował paniczny lęk, że ktoś usłyszy płacz dziecka. Wtedy zabijały.

Ten portret potwierdzają najgłośniejsze przypadki, które w kolejnych latach wstrząsają opinią publiczną. Wrotnów pod Siedlcami, 2000 r. – na strychu i w garażu odnaleziono worki ze szczątkami czworga niemowląt. Ich matka, Wanda Ł., zahukana, bita przez męża alkoholika i psychopatę, miała już szóstkę dzieci. Po ostatnim usłyszała od męża, że koniec z tym rodzeniem. Czerniejów pod Lublinem, 2003 r. – w beczce z kapustą odkryto piątkę noworodków. Jolanta K., matka czwórki dzieci, po kolejnych porodach topiła niemowlęta i chowała w zamrażarce. Gdy się przeprowadzała, przełożyła je do beczki i zabrała ze sobą. Tego samego roku w Łodzi policja przypadkiem odkryła w beczkach pod stertą ubrań szczątki czworga dzieci. Kobieta była w kolejnej ciąży. Sońsk, 2005 r. – Mariola Z., matka trójki dzieci, po urodzeniu czwartego owinęła je w szmaty, polała olejem napędowym i spaliła w piecu. Chróścice pod Opolem, 2010 r. – Agnieszka M., mieszkająca z konkubentem i trójką dzieci w pomieszczeniu gospodarczym bez wody i ogrzewania, kolejną trójkę zakopała w ogródku. Hipolitowo, 2012 – Beata Z., matka czwórki, po następnych sześciu porodach czekała, aż dzieci umrą z wychłodzenia i głodu, zawijała w gałganki i porzucała gdzie bądź: w piwnicy, na strychu; jedno prawdopodobnie zjadł pies. Wreszcie ostatni głośny przypadek – Lubawa i trójka niemowląt odnalezionych w zamrażarce. Mąż Lucyny D., po tym jak urodziło im się czwarte dziecko, miał mieć do niej pretensje, że za często zachodzi w ciążę.

Według kryminologa prof. Bruno Hołysta w Polsce wykrywanych jest ok. 80 przypadków zabójstw noworodków rocznie. Trudno o dokładne statystyki, bo część z nich klasyfikowana jest jako dzieciobójstwo, czyli zabójstwo dokonane pod wpływem porodu (art. 149), a część jako zwykłe zabójstwo (art. 148). A statystyk, które mówiłyby o wieku ofiar, się nie prowadzi.

Trudno powiedzieć, jaka jest skala dzieciobójstw niewykrytych. To ciemna liczba – mówi prof. Hołyst. – Ciąża to zjawisko widoczne, trudno ją ukryć. Jest to jednak możliwe w anonimowych skupiskach wielkomiejskich albo odizolowanych od świata wiejskich siedliskach.

Żeby proboszcz się nie dowiedział

Skoro mamy problem rodem z Trzeciego Świata, może powinniśmy pomyśleć, aby rozwiązać go stosowanymi w Trzecim Świecie metodami. W niektórych krajach afrykańskich, gdzie dostęp do szpitali jest trudny, a śmiertelność okołoporodowa kobiet wysoka, rządy wspomagane przez zachodnie fundacje finansują programy bezpłatnej antykoncepcji. W Tanzanii np. po wioskach jeżdżą mobilne kliniki i wszczepiają kobietom implanty antykoncepcyjne o trzyletnim działaniu.

Tanie, stosowane w Afryce implanty zostały w Europie wycofane z użytku, ale jest inne wyjście.

Spirala – mówi ginekolog dr Grzegorz Południewski. – Tania, bo kosztuje 20–30 zł, działa 5 lat, wymaga jednorazowego kontaktu z lekarzem, bezobsługowa, bezpieczna. To idealne rozwiązanie. Zresztą według WHO, antykoncepcja jest wskazaniem lekarskim w przypadku narkomanek, alkoholiczek czy kobiet z problemami psychicznymi i społecznymi, które nie są w stanie zadbać o swój interes życiowy.

Kilka lat temu Towarzystwo Rozwoju Rodziny, którego dr Południewski jest prezesem, we współpracy z fundacją wspierającą kobiety z marginesu społecznego, przeprowadziło taką akcję na warszawskiej Pradze. Pomoc uzyskało wówczas ok. 30 kobiet. Chętnych było więcej. Problem w tym, że była to inicjatywa jednorazowa, a potrzebne są rozwiązania systemowe. Nie ma się co łudzić, że do kobiet takich, jak Wanda z Wrotnowa, która na policji sprawiała wrażenie niepoczytalnej i dziwiła się, że było tych zwłok aż tyle, czy Beata z Hipolitowa, która na uwagi pracownicy socjalnej o antykoncepcji odpowiadała: wiem, wiem, a potem szła zakopać kolejne dziecko, dotrze jakakolwiek edukacja seksualna. Do nich trzeba dotrzeć z darmową antykoncepcją.

Właściwą ścieżką wydaje się pomoc społeczna, bo dla takich kobiet często jest to jedyny kontakt z systemem. Nie wymaga to nawet zmian w prawie. W ustawie o pomocy społecznej jest zapis o zasiłku celowym, przyznawanym w celu zaspokojenia pilnych potrzeb bytowych (żywność, opał, leki). Można więc z tych środków sfinansować zakup spirali antykoncepcyjnej. Pracownikom pomocy społecznej nie wolno iść z podopieczną do lekarza, ale mogą pomóc zorganizować wizytę i dopilnować, by do niej doszło. Nie chodzi o to, by kogokolwiek zmuszać do antykoncepcji, ale uświadomić, że jest taka możliwość. I tak się gdzieniegdzie dzieje.

Dwa lata temu Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny przeprowadziła szkolenie dla pracownic pomocy społecznej, przygotowała specjalne broszury edukacyjne, załatwiła darmowe spirale.

Były wśród nich młode dziewczyny, którym się chce. Nie trzymają się kurczowo zakresu obowiązków, biorą sprawy we własne ręce – opowiada Krystyna Kacpura, szefowa FNRKPR. – Problem w tym, że to pewnie wyjątki i że muszą działać dyskretnie; żeby przypadkiem się proboszcz nie dowiedział.

Umysły w kajdanach

Trudno liczyć na to, że przywaleni papierkową robotą pracownicy pomocy społecznej bez odgórnego impulsu rozwiążą problem niechcianego macierzyństwa. Według Joanny Kluzik-Rostkowskiej, posłanki PO i byłej minister pracy, wyjściem mogłoby być tworzenie takich programów na poziomie samorządowym.

Analogicznych do tego, jaki wprowadzono w Częstochowie dla finansowania in vitro – mówi. – Przy czym dla antykoncepcji byłoby to nawet prostsze, bo dla in vitro brakuje uregulowań prawnych, a antykoncepcja jest w pełni legalna, tańsza i dostępna. Oczywiście musiałoby to być w stu procentach dobrowolne.

Ideałem byłby oczywiście program rządowy, np. na wzór tego, który wprowadziła Francja, by zapobiegać ciążom nastolatek (darmowa antykoncepcja dostępna u szkolnej pielęgniarki). Ale u nas to ideał nie do zrealizowania w przewidywalnej przyszłości, bowiem słowo „antykoncepcja” paraliżuje polityków.

Gdy w departamencie pomocy społecznej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej próbowaliśmy uzyskać komentarz do pomysłu, by pracownicy socjalni pomagali swoim podopiecznym uzyskać dostęp do antykoncepcji, pracownicy stanowczo odsyłali do rzecznika prasowego. Rzecznik najpierw zastanawia się, czy to aby konstytucyjne, obiecuje kontakt z osobą kompetentną, po czym już więcej się nie odzywa. Nietrudno przewidzieć, jak wyglądałaby dyskusja polityczna na ten temat. Rozgrzana do czerwoności prawica rzucająca oskarżenia o eugeniczne ciągoty, o zmuszanie katoliczek do grzechu, uderzanie w tradycyjną rodzinę i prawo naturalne; mantry znane od lat.

Tomasz Terlikowski skomentował na Twitterze wydarzenia w Lubawie: „Troje dzieci w lodówce to skandal. 60 tysięcy w ciekłym azocie to postęp i spełnianie marzeń”. To pokazuje, jaki poziom obsesji i absurdu osiągnął dyskurs publiczny, gdy w grę wchodzą jakiekolwiek kwestie związane z seksualnością. Prawicowi politycy i media wskazali przyczyny dzieciobójstwa: to dyskusje o aborcji i feminizm. W tygodniku „Do Rzeczy” ukazał się wywiad z dr Agnieszką Gutkowską z zakładu Kryminologii UW, w którym mówi: „Tutaj kłania się wpajana kobietom ideologia feministyczna, która rzekomo chce niewiasty wyzwalać z oków i zniewolenia macierzyństwa. A jeśli zaczynamy mówić o macierzyństwie i dziecku jak o kajdanach, to nie dziwmy się potem, że znajdują się kobiety, które traktują to dosłownie i będą chciały te kajdany zrzucić”. Naprawdę trzeba wiele fantazji, by wyobrazić sobie, że Beata z Hipolitowa czy Lucyna z Lubawy zaczytują się literaturą feministyczną. I wiele zaślepienia, by nie dostrzegać związku między brakiem dostępu do antykoncepcji i niechcianym macierzyństwem.

Gdzie seks, gdzie sens

Przypadek Wandy z Wrotnowa jest charakterystyczny. Siódmą i ósmą ciążę usunęła; było to jeszcze wówczas legalne. Ale dowiedział się ksiądz proboszcz i stanowczo zabronił. Potem, gdy odkryto w jej gospodarstwie zwłoki czworga niemowląt, powiedział, że dzieciobójstwo to straszna zbrodnia, ale antykoncepcja to też zbrodnia, tyle że inna.

W Polsce od lat nie udaje się rozwiązać żadnego problemu związanego z etyką seksualną; ani in vitro, ani refundowanej antykoncepcji, ani związków partnerskich, ani zgodnej ze współczesnym stanem wiedzy edukacji seksualnej. Gdy tylko zaczyna się debata na te tematy, zaraz włącza się wielki hamulcowy – Kościół. Ostatni dokument episkopatu Polski „O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek” nie pozostawia złudzeń. Stanowisko Kościoła stale się utwardza. Nie ma mowy o żadnych kompromisach. A ponieważ ma coraz więcej problemów z przekonaniem wiernych co do swoich zasad, wywiera coraz większą presję, by je wymusić ustawowo. Nie ma takiego głupstwa, którego nie wygłoszono by podczas debat na ten temat. Posłanka Anna Sobecka, wypowiadając się na temat antykoncepcji, wymieniała ją jednym tchem z pedofilią, prostytucją i pornografią.

Obowiązujące u nas prawo coraz bardziej odbiega od zasad stosowanych w cywilizowanym świecie. Właśnie przetłumaczono na polski rekomendacje WHO „Standardy edukacji seksualnej w Europie”, według których wiedzy o seksualności należy uczyć od 4 roku życia, a wiedzy o antykoncepcji od 12, zanim młodzi podejmą współżycie, a nie już po wpadce.

W Polsce to marzenie ściętej głowy. Sytuacja chwilami ociera się o schizofrenię. Dorosły człowiek nie może odpowiedzialnie podjąć decyzji o sterylizacji, choć jest to najpopularniejsza na świecie metoda zapobiegania ciąży. Piętnastolatce wolno uprawiać seks, ale nie wolno jej zgłosić się samej do lekarza po antykoncepcję.

Polskie prawo nie pozwala jej zachować się racjonalnie i odpowiedzialnie. Państwo wychodzi z założenia, że nastolatki nie powinny uprawiać seksu. Może i nie powinny, ale uprawiają. To kolejna, po zagubionych życiowo kobietach z biedy i patologii, grupa odcięta od antykoncepcji. Ryzykują, stosują niepewne metody, łykają upolowane w Internecie środki niewiadomego pochodzenia, bez żadnej lekarskiej kontroli. Ostatnio wykryto, że handlował nimi podający się za doktora stolarz ze swoją asystentką fryzjerką. Kilkanaście tysięcy nastolatek rocznie zostaje matkami. Tabletki „dzień po” są w Polsce legalne, ale można je dostać wyłącznie na receptę, po którą nastolatka musiałaby się udać z mamą. Tak błędne koło się zamyka.

Praktycznie pozbawione dostępu do nowoczesnej antykoncepcji są też mieszkanki małych miasteczek, gdzie jest jeden ginekolog powołujący się na klauzulę sumienia i jeden aptekarz, który zakupy swoich klientek omawia z proboszczem. Barierą jest również cena. Koszt tabletek nowej generacji to ok. 40 zł miesięcznie. Państwo refunduje tylko kilka preparatów starego typu, o wysokiej zawartości hormonów i sporych skutkach ubocznych. Żaden nowoczesny lek refundacji nie podlega. Gdy pojawiają się postulaty w tej kwestii, od lat politycy w zależności od opcji odpowiadają: nie, bo nas na to nie stać, albo nie, bo to niezgodne z prawem naturalnym i katolicką etyką.

W ten sposób napędza się rynek podziemia aborcyjnego i aborcyjnej turystyki. Politykom bowiem całkowicie wystarcza informacja Ministerstwa Zdrowia, że w Polsce usuwa się ok. 500 ciąż rocznie. Polkom zaś wystarczy informacja, że we wszystkich sąsiadujących z nami krajach aborcja jest legalna i dostępna, a środki wczesnoporonne sprowadza się pocztą przez Internet.

Naturalnie, liderzy

Według ogólnoeuropejskiej ankiety „Pan EU Study” Polki najrzadziej w Europie stosują antykoncepcję – 38 proc. nie stosuje żadnej (przy czym tylko 6 proc. powołuje się na powody natury religijnej), a 24 proc. stosuje metody wysokiego ryzyka (kalendarzyk i stosunek przerywany, który w innych krajach europejskich w ogóle nie jest określany jako metoda zapobiegania ciąży).

Mimo wszystko z badań wynika, że liczba stosujących antykoncepcję Polek stale rośnie. Dzieje się to jednak nie dzięki pomocy państwa, ale raczej wbrew niemu. W Polsce antykoncepcja nie jest kwestią medyczną ani społeczną, ale ideologiczną.

Dlatego nie jesteśmy w stanie podjąć racjonalnej debaty o tym, jak rozwiązać problem niechcianego macierzyństwa. Odpowiedź na pytanie: zamrażarka czy spirala, na razie brzmi niestety: zamrażarka.

***

Czy w ciągu 12 ostatnich miesięcy stosowałeś(aś) antykoncepcję?

Wiek 18–24
tak – 63,6 proc.
nie – 16,6 proc.
brak odpowiedzi – 19,8 proc.

Wiek 25–29
tak – 57,3 proc.
nie – 23 proc.
brak odpowiedzi – 19,6 proc.

Wiek 30–39
tak – 55 proc.
nie – 27,2 proc.
brak odpowiedzi – 17,8 proc.

Wiek 40–49
tak – 42,2 proc.
nie – 35,6 proc.
brak odpowiedzi – 22,2 proc.

We wszystkich grupach wiekowych najczęściej stosowanym środkiem antykoncepcyjnym jest prezerwatywa. Wśród młodych jej popularność sięga 60 proc., wśród starszych – ok. 40. Na drugim miejscu jest tabletka antykoncepcyjna. Im młodsze kobiety, tym chętniej po nią sięgają. W grupie 18–24 to ponad 30 proc., wśród 25–39-latek ok. 25 proc., a w grupie najstarszej – 15 proc. Trzecie miejsce zajmuje stosunek przerywany, który w Europie w ogóle nie jest uważany za metodę antykoncepcyjną. Tu zależność jest odwrotna. Młodsi uciekają się do niego najrzadziej – 11 proc., a starsi najczęściej – 17 proc.

Z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego wynika, że mimo braku rzetelnej edukacji seksualnej i powszechnie dostępnej antykoncepcji polskie nastolatki starają się zachowywać racjonalnie. 56 proc. uczniów drugich klas szkół ponadgimnazjalnych, którzy mieli za sobą inicjację seksualną, stosuje prezerwatywy. Co piąta dziewczyna stosuje pigułki antykoncepcyjne. Podobna liczba badanych wybiera stosunek przerywany.

Źródło: Zbigniew Izdebski „Seksualność Polaków na początku XXI wieku”

Polityka 19.2013 (2906) z dnia 07.05.2013; Kraj; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Spiralka albo zamrażarka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną