Tu Ptasie Radio – mówił Michał Radgowski, kiedy do mnie telefonował, a ja zwracałem się do niego per „Tutuś”, gdyż tak nazywał się kiedyś jego kanarek. – Kiedy Radgowski odchodził z POLITYKI (1981 r.), miałem pięć lat – powiedział mi jeden z dziennikarzy naszej redakcji. Trzeba więc zacząć od początku. Michał, syn sędziego sądu okręgowego w Warszawie, urodził się w 1929 r. W pierwszej połowie lat 50. ukończył filozofię na UW, został adiunktem, by po kilku latach trafić do POLITYKI, w której pracował od pierwszego numeru, aż do stanu wojennego.
Formalnie był zastępcą Mieczysława F. Rakowskiego (MFR), faktycznie był kimś więcej niż zastępcą redaktora naczelnego. Zyskał sobie taki autorytet i sympatię, że jego głos był w wielu sprawach przeważający. Rakowski i Radgowski doskonale się uzupełniali. MFR był typem działacza, polityka, człowiekiem ruchliwym i ambitnym, spędzał wiele czasu poza redakcją, w gmachu KC, w „terenie”. Michał z kolei był stale w redakcji, całkowicie skupiony na piśmie, które na co dzień prowadził; czytał teksty, rozmawiał z kolegami i z koleżankami, reprezentował typ redaktora filozofa, nie pasjonowały go wyniki kolejnego plenum i zjazdu, zajmowały go sprawy ważniejsze – społeczeństwo, kultura, idee, obyczaje, język i charakter pisma.
Niektórzy wręcz pisali „pod Radgowskiego”. – Nie pisze się pod Michała – powiedział kiedyś z wyrzutem Dariusz Fikus, sekretarz redakcji, do Hanny Krall. – A dla kogo się pisze? – zapytała rosnąca gwiazda reportażu. – Pisze się dla tego człowieka, który siedzi w nocy w poczekalni dworca w Koluszkach – powiedział Fikus.