Zaczęło się od filmu wrzuconego na YouTube. Stadnina w Posadowie nieopodal Nowego Tomyśla. Pod ścianą, w jednej z pierwszych scen, dwa chude konie. Na środku wielkiego pomieszczenia, na słomie, leży trzeci. Rży żałośnie, kiedy widzi, że zbliża się człowiek. Jest tak słaby, że nie ma siły podnieść głowy, a co dopiero wstać, i w tym miejscu po kilku dniach agonii padnie. – Bo to nieprawda, że konie umierają stojąc – mówi autorka filmu nakręconego telefonem komórkowym Milena Włodarczyk, która pracowała w stadninie.
Długa historia
Posadowo to wieś niewielka, ale dobrze znana nie tylko polskim koniarzom. Wiek temu była tu największa w Europie stadnina. Hodowlę założył w 1770 r. hrabia Melchior Korzobok-Łącki, który miał konie jednej maści: białe z czarnymi grzywami, czarnymi ogonami i pręgą przez krzyże. Co roku osiem tak umaszczonych ogierów kupował od hrabiego dwór berliński. Najsłynniejszym koniem z Posadowa był Farys, ulubiony siwy wałach marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego.
Upaństwowiona po wojnie stadnina w Posadowie działała dalej, aż do 2000 r., gdy ją zlikwidowano, bo majątek odzyskali potomkowie. To od nich duński hodowca trzy lata temu wydzierżawił budynki dawnego kompleksu pałacowego. Kiedy w Europie szalał kryzys, postanowił część hodowli przenieść do naszego kraju, by zminimalizować koszty. Tańsza siła robocza, tańsze siano i ziarno, i przede wszystkim – dzierżawa stajni. Duńczykowi nie przeszkadzało, że nie mógł dzierżawić pastwisk dla swoich 300 koni. Trzymał je na biegalniach i w dużych stajniach. Przy sześciu były niewielkie wybiegi, na których z powodu intensywnego końskiego użytkowania nie rosło nawet źdźbło trawy.