Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Czeski błąd

Mizerski na bis

Po referendum prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz miała poprawić komunikację z warszawiakami. Niestety, w ostatni wtorek ta komunikacja kompletnie padła, na skutek czego warszawiacy stanęli w megakorku na Trasie AK. Chaos wywołała czeska firma Metrostav, która w ciągu dwóch lat ma zmodernizować najbardziej dziś ruchliwą drogę tranzytową przez Warszawę. Warszawiaków uprzedzono wprawdzie, że w czasie prac dojdzie do ogromnych utrudnień, ale nie uprzedzono ich, że o dacie wprowadzenia tych utrudnień nikt ich nie poinformuje.

We wtorek z samego rana i bez żadnego ostrzeżenia firma Metrostav zamknęła skrajne pasy jezdni w obu kierunkach, a następnie rzuciła na trasę ludzi i ciężki sprzęt. Akcja zaskoczyła zarówno głównego inwestora (GDDKiA), jak i władze stolicy, które dowiedziały się o niej od dziennikarzy. Sytuacja była wyjątkowa, bo – jak przyznają urzędnicy – czasem zdarza się, że wykonawca nie informuje inwestora o tym, że nie zacznie remontu w uzgodnionym terminie, ale nigdy nie zdarza się, żeby wykonawca nie poinformował inwestora o tym, że remont już zaczął, w dodatku przedterminowo.

Na szczęście, dzięki bezkompromisowej postawie wiceprezydenta Wojciechowicza Czechów udało się przegonić z trasy po zaledwie czterech godzinach. O 13.30 kierowcy mieli już z powrotem do dyspozycji wszystkie pasy, mimo to nie kryli oburzenia postępowaniem czeskich drogowców. Najbardziej rozgoryczeni byli polityczni przeciwnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ich zdaniem, cała akcja była kompromitacją, bo czescy drogowcy powinni przeprowadzić ją przed referendum, tymczasem fatalnie się spóźnili, dzięki czemu spowodowali nie tylko komunikacyjny Armagedon, ale także to, że pani prezydent uratowała fotel.

Polityka 43.2013 (2930) z dnia 22.10.2013; Felietony; s. 102
Oryginalny tytuł tekstu: "Czeski błąd"
Reklama