Szola to przypominająca metalową klatkę górnicza winda. W kopalni Guido w Zabrzu jedzie ona w dół z prędkością czterech metrów na sekundę, a Ryszard Będkowski, były górnik z 30-letnim stażem, zna każde jej drgnienie, każdy metr drogi. Trudno policzyć, ile razy nią zjeżdżał. Odkąd przeszedł na emeryturę, oprowadza po kopalni turystów.
Zjazd na poziom 320 trwa półtorej minuty. To akurat tyle, by powiedzieć, co gości czeka na dole. Będkowski zapowiedź ma odmierzoną co do sekundy. – Szczęść Boże. Witam w Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego w Zabrzu – zaczyna, kiedy za turystami zatrzaskują się drzwi windy. 15 sekund później i 60 m niżej informuje, że właśnie zjeżdżają do najgłębiej w Europie położonej trasy turystycznej w kopalni węgla kamiennego. Potem jeszcze kilka zdań o hrabim Guido von Donnersmarcku (pruskim magnacie przemysłowym, który w połowie XIX w. postanowił zainwestować w swój pierwszy szyb na Śląsku) i szola zatrzymuje się ze zgrzytem. Dokładnie w chwili, gdy otwierają się drzwi windy, przewodnik mówi wyćwiczonym, niemal teatralnym głosem: – Oto uchylają się wrota do naszego świata, tajemniczego świata górników. Zapraszam.
Uchylenie wrót wymagało czasu i wytrwałości. Nieczynne kopalnie zawsze zasypywano, więc kiedy górnicy usłyszeli, że Guido ma być dla turystów, kręcili z niedowierzaniem głowami. Kto słyszał, żeby pakować miliony złotych w kopalnię, w której nie ma węgla? Jeszcze nikt na Śląsku nie widział, by ktokolwiek płacił za zjechanie na dół. Zawsze było odwrotnie – płaciło się tym, co zjeżdżali.