Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Górecki – człowiek skrajności

Kiedy zmarł 3 lata temu – 12 listopada minie rocznica – trudno było uwierzyć, że odszedł ktoś, kto był tak żywy, tak wyrazisty i mocny. Dziś ożywa nie tylko w muzyce, ale i we wspomnieniach – w książce "Górecki. Portret w pamięci" (PMW), którą bardzo polecam.

Beata Bolesławska-Lewandowska wpadła na znakomity pomysł: by przeprowadzić szereg wywiadów z rodziną, przyjaciółmi, wykonawcami, kompozytorami (w tym jego uczniami) i muzykologami. Dzięki temu Górecki ukazuje się nam w mozaice, składającej się czasem z elementów całkowicie ze sobą sprzecznych. Każdy widział w jego postawie i muzyce coś innego, w związku z tym te wywiady są jeszcze dlatego ciekawe, że mówią wiele nie tylko o Góreckim, lecz o wypowiadających się, wśród których są postaci wybitne, znane w życiu muzycznym.

Jedyna pewność, jaka się z tego obrazu wyłania to ta, że Górecki był człowiekiem silnych, skrajnych emocji, a jego muzyka wymaga po prostu ekstremalnych możliwości wykonawczych. Choć na pierwszy rzut oka na partyturę wydaje się prosta, to dynamika, długość nut, czasem szybkie tempa aż do zapamiętania, czasem konieczność zatrzymania wręcz czasu, ogromna ilość powtórzeń nie zawsze rządząca się prostą logiką – wszystko to sprawia, że wyjątkowo trudno tę muzykę wykonywać.

Skrajne emocje, silne reakcje przejawiał też w życiu. Prywatna dygresja: dzięki tym rozmowom sama uporządkowałam sobie pogląd na własne (choć w sumie nie tak liczne i niespecjalnie bliskie) kontakty z Góreckim. Pamiętam, jak obraził się na mnie właściwie bez powodu: bo w artykule w „Gazecie Wyborczej” (za który zresztą od redakcji dostałam nagrodę) wspomniałam, że wielu uważało go za minimalistę – i on uznał, nie wiedzieć czemu, że ja też, a reagował na to określenie alergicznie.

Reklama