Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Słowa jak kamienie

Tytuł na pierwszej stronie „Gazety Polskiej Codziennie”: „Tusk ma co chciał: Warszawa w ogniu”. Autorka: Katarzyna Pawlak. Moja pierwsza myśl: Najpierw podpalił Warszawę Jurgen Stroop, a teraz Donald Tusk. Ktoś może uznać, że to bzdura, pani Pawlak miała gorszy dzień, ale ja odczułem dla niej wdzięczność. „Nareszcie coś się Tuskowi udało” – pomyślałem. Gospodarkę rozłożył, Platformę obnażył, Putinowi je z ręki, Smoleńsk bagatelizuje, do Merkelowej smali cholewki, ojczyznę ma za nic, czego się dotknie – to spaprze.

Jedyne, co mu się udało, to podpalić Warszawę. I to jego ludzie nie dopuszczali straży pożarnej do tęczy. Myśl, że chociaż jedna prowokacja mu się powiodła, była więc dla mnie krzepiąca i podziałała wręcz ożywczo, tak, wyrwała mnie z depresji. Podczas kiedy wszyscy dookoła mówili, że rząd się skompromitował, minister jest winny, policja jest nieudolna, prezydent przeprasza, to „GPC” informuje, że komuś jednak się udało, ktoś osiągnął to, czego chciał, i tym skutecznym politykiem jest Donald Tusk. Nieważne – prowokacja czy nie prowokacja – ważne, że Tuskowi wreszcie coś wyszło. Dotychczas sądziłem, że w kategorii indywidualnej zwycięzcą 11 listopada był Donald Tusk, kończąc z powodzeniem Bieg Niepodległości, ale okazuje się, że było inaczej – wygrał, bo podpalił. Widocznie biegł z pochodnią.

Pani Pawlak z „GPC” widzi burdy 11 listopada następująco. Część manifestantów nie napadła na squat, tylko „skonfrontowała się z mieszkańcami pobliskiego squatu”. Kto spalił samochody – nie wiadomo. Po prostu „podpalono trzy samochody”. Tęcza po prostu „spłonęła”. I to wszystko po myśli Tuska. Jak to możliwe, że premier, którego rząd odpowiada za wszystko – za wizerunek Polski za granicą, za stosunki z Rosją, za policję, ład, porządek i bezpieczeństwo obywateli – urządza prowokację przeciwko samemu sobie?

Polityka 47.2013 (2934) z dnia 19.11.2013; Felietony; s. 104
Reklama