Jeśli denerwuje was konieczność upubliczniania nawet najmniej istotnych chwil waszego życia, dyktowana przez kulturę narcyzmu czy serwisy społecznościowe, oto sposób na odreagowanie. W tym celu sięgamy do niedalekiej przeszłości wizualnej, czyli po aparat Polaroid. W pewnym sensie można uznać go za protoplastę natychmiastowej rejestracji rzeczywistości i to przefiltrowanej ładniej niż przez aplikację Instagram. Dziś zawieszamy go w najbardziej prywatnym zakątku mieszkania i ostentacyjnie nie pozujemy. Albo przeciwnie: robimy miny i pozy, które na zawsze zostaną naszym sekretem.
Polityka
10.2014
(2948) z dnia 04.03.2014;
Fusy plusy i minusy;
s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "Taśma filmowa"