Temat został przez psychologów przebadany na wskroś. A wyniki są dość jednoznaczne. Posiadanie rodzeństwa ma olbrzymi wpływ na to, jakimi będziemy partnerami, rodzicami, przyjaciółmi, pracownikami. Z badań wynika, że kluczowa dla przyszłych strategii na życie jest kolejność narodzin, płeć, a dopiero w tym kontekście – cechy, które wylosowaliśmy w genetycznej loterii, przychodząc na świat.
Na blisko 350 tys. rodzących się co roku dzieci ok. 200 tys. ma lub będzie miało rodzeństwo. To pierwszy poligon doświadczalny ludzkich słabości i instynktów. Mamy też w Polsce 100 tys. tak zwanych rodzin rekonstruowanych, w których żyje ponad 220 tys. dzieci – w większości z poprzednich związków. Niemal połowa z nich ma przyrodnie rodzeństwo pod tym samym dachem.
Ale badacze tematu dodają też, że niezależnie od zmian modeli rodzinnych – każde z rodzeństwa przychodzi na świat w innej rodzinie, nawet będąc dzieckiem tego samego ojca i matki. Bo dzieci rodzą się na różnych etapach związku, na różnych etapach kariery rodzica. Bo inaczej rozwija się to, którego rodzice się kochają, inaczej, gdy łączy ich już tylko wspólny kredyt.
Pilotem w łeb
Jeszcze pokolenie temu z faktu bycia pierwszym wynikało dziedziczenie i autorytet u młodszego rodzeństwa. To był przywilej, ale i obowiązki, bo najstarsze pomagało w opiece nad młodszymi. Tak bywa i dziś, szczególnie w rodzinach wielodzietnych i niepełnych.
Szymon, 43-letni przedsiębiorca z Warszawy, został po rozwodzie weekendowym tatą. Część jego obowiązków spadła na najstarszą, wówczas 13-letnią, Karolinę. 8-letni Łukasz i 4-letni Maniek stali się dla siostry bracio-dziećmi. Szymon zauważył to podczas pierwszych wspólnych wakacji we czworo. Karolina pilnowała, żeby się przebrali po basenie, dojedli obiad, nie oglądali za długo telewizji.