Tekst został opublikowany w POLITYCE w kwietniu 2014 roku.
U Anny zaczęło się na studiach. Poczuła to któregoś zwyczajnego dnia: jak wchodzi w grząski czarny muł bez dna. Nie płakała. W chorobie afektywnej dwubiegunowej (CHAD) w depresji płacze się rzadko. Jest kompletny paraliż zamiast łez. Anna nie była też w stanie wejść do wanny z wodą, a nawet odkręcić kranu. Paraliż rozciągał się także na mycie. I na jedzenie. Chudła, nie mogła wyjść po zakupy. W głowie, w klatce piersiowej, w brzuchu, w całym ciele – ból. – Nie taki rozsadzający, rwący, jak przy oparzeniu, lecz głęboko i boleśnie zatrzaśnięty w człowieku – mówi Stefania, która wiele lat była w zakonie, a w nim – jak w jakimś niebycie – z tym swoim CHAD. Można próbować przegonić ten czarny smutek, tnąc się i kalecząc. Ból fizyczny przykrywa wówczas ten drugi. Ale tamten nie daje się oszukać na długo. Bliscy Anny zabrali wszystkie ostre przedmioty z jej kawalerki. I tak pocięła się znów – długopisem. Poza tym przestała odbierać telefony, nie chce nikogo widzieć – bo śmierdzi. Depresja jest ślepa i węchowo nieczuła. Człowiek nie dostrzega też szansy na pomoc tam, gdzie można by ją zyskać. Tym razem jednak Anna podniosła słuchawkę. I tak trafiła do psychiatry.
Lekarz rozpoznał depresję. I zapisał antydepresanty. – Leki przeciw depresji w CHAD to jak dolanie benzyny do ognia – mówi prof. Bartosz Łoza ze Szpitala Psychiatrycznego w Tworkach. – Chadowiec szybuje na nich w górę jak wypuszczony z katapulty. Wchodzi w manię – drugi biegun choroby.