Społeczeństwo

Odejść w spokoju

Brutalizację życia politycznego zawdzięczamy głównie prawicy, aczkolwiek i inne ugrupowania nie są bez winy. „Bydło, wataha, szmata, spierdalaj, krew na rękach, zdrajca, agent” – takie słowa padają już nie tylko pod budką z piwem, ale i z ust profesorów, absolwentów Oxfordu, sędziwych autorytetów i młodych wilków. Wszelkie granice zostają przekroczone.

Jedną z nich jest majestat śmierci. Do niedawna cmentarze były wolne od walki politycznej. Od pewnego czasu, poprzez buczenie i gwizdy skierowane wobec osób wybranych na stanowiska państwowe – nawet i ten azyl przestał istnieć. Cmentarz przestał oznaczać miejsce wiecznego spokoju. Przeciwnie – pojawiają się wezwania do eksmisji z powodów politycznych.

Na tle panującej bezkarności godne odnotowania są wyjątki. Mam na myśli dwa wyroki sądowe. Sędzia Iwona Strączyńska nie ulękła się rozpolitykowanych chuliganów i utrzymała w mocy surowe kary (2,5 roku więzienia plus bardzo wysokie koszty naprawienia szkody) dla podpalaczy wozu TVN podczas Marszu Niepodległości w 2011 r. Drugi wyrok wydał sędzia Paweł Chodkowski. Chodzi o osoby, które zakłóciły wykład prof. Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim. Siedem osób ma trafić na kilka tygodni do aresztu, kilkanaście zostało ukaranych grzywną. Publicysta „Rzeczpospolitej” Marek Domagalski jest zdegustowany „uderzająco surową” karą, a zwłaszcza jej uzasadnieniem. Sędzia stwierdził, że „ideowe wybory Zygmunta Baumana dokonane w latach 1945–1953, tak krytycznie oceniane przez oskarżonych, nie dają żadnej legitymacji do kreowania nienawiści wobec tych, których postaw i wyborów oni nie akceptują”. Zdaniem dziennikarza osoby, które zakłóciły wykład stalinowskiego oprawcy, to „ludzie głęboko ideowi”, którzy nie zrobili nic złego.

Polityka 22.2014 (2960) z dnia 27.05.2014; Felietony; s. 110
Reklama