Społeczeństwo

Zwiad

Terenowy badacz prostytucji

Człowiekowaty jako jedyny z naczelnych łączy rozród z przyjemnością. Człowiekowaty jako jedyny z naczelnych łączy rozród z przyjemnością. Dmitrii Kotin / PantherMedia
Jak Wiesław Winczura, nic nie musząc, został pierwszym sensu stricto badaczem terenowym prostytucji.
Wiesław Winczura - pierwszy terenowy badacz zjawiska prostytucji.Wojciech Szabelski/freepress.pl Wiesław Winczura - pierwszy terenowy badacz zjawiska prostytucji.
Winczura nie wyraził zgody na ocenzurowanie swojego dzieła. Szuka niezależnego wydawcy.jessmine/PantherMedia Winczura nie wyraził zgody na ocenzurowanie swojego dzieła. Szuka niezależnego wydawcy.

Przystępując do badań, już był Winczura, lat 45 – jak nadmienia w licencjacie – doświadczonym socjologiem życiowym. Absolwent zawodówki w kierunku monter, sterownik pieców wysokich temperatur w Elanie, instalator kabli telekomunikacyjnych w Zgierzu, przedsiębiorca budowlany. Aż w połowie lat 90. pewne okoliczności rozbudziły w nim skłonność naukową w segmencie pornousług na obszarze aglomeracji Toruń, zwanej przez branżę Toronto. Zanim po latach eksploracji terenu metodą typu zwiad magistrował się w 2012 r. na toruńskim UMK, był obserwatorem uczestniczącym kilku transformacji.

Przyczyna inicjująca

We wstępie licencjatu Winczura, posłużywszy się cytatem z pisarza Millera („każde społeczeństwo ma takie dziwki, na jakie zasługuje”), przedstawia okoliczności motywujące. Więc jest połowa lat 90., tym razem zajmuje stanowisko zastępcy dyrektora ds. strategii rozwojowej pewnej firmy w Chojnicach, gdy zostaje mu narzucony dodatkowy obowiązek służbowy w postaci poufnej aranżacji wizyt porno dla szefa. W końcu jako piarowiec jest także od rozrywki.

Ponieważ jest podwładnym rzetelnym, biegnie służbowo do taksówkarzy na zwiad. Wiezie szefa do klubu Triada. Ma za zadanie wejść jako pierwszy. Hipokryzja szefa polega na tym, że niby nie wie którędy. Nagle z kanapy zrywa się dziewczyna w podomce i do Winczury: – Wiesiu, jak dobrze znów cię widzieć! Zanim odtworzył w pamięci jej rysy strzaskane w solariach i zorientował się, że to córka sąsiadów, szef już go po ramieniu: – Oj, ty stary zbereźniku! (to naturalne u człowieka, że się upewnia, iż jest ktoś gorszy niż on). – Idź pogadaj, czy można bez gumki.

Dostaje Winczura ciężką służbową komórkę. Minimum dwa razy w miesiącu późnym wieczorem – już budujący się na podtoruńskiej wsi – lata po skarpach, żeby trafić na zasięg i przyjąć polecenie, że dziś objazd ze trzech agencji. W aucie smuga drogiej toaletowej szefa. Winczura ma już refleksje naukowca: Skoro idzie kupić usługę, po co się tak napręża? I dlaczego każe się zwracać Krzysiu, a po trzecim drinku wraca do siebie, czyli Piotra?

W tym miejscu prosi czytelnika – opus citatum z licencjatu – żeby nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków adresowanych do osoby badacza. Sam nie korzysta. Żeby coś zrobić z opłaconymi przez szefa 3 h, przy drinku grają sobie z paniami w rzutki, one – mocno odpoczywające przy nim – mówią o dzieciach, niedzielach, babciach na wsi. Już zżyte z nim panie wschodnie chichocą, jak metodą „na indeks” uczelni niepaństwowej unikają deportacji.

10 lat zmuszony jest patrzeć, jak – opus citatum – dzięki uwolnieniu rynku szybko i nadmiernie wzbogaceni biznesmeni biorą odpłatny akt za nowobogacką modę, przekonani, że do dobrej kariery potrzebny jest wyuzdany seks, zwłaszcza przed podjęciem trudnej decyzji. Na ten popyt Toruń reaguje błyskawicznie.

Ale już po pięciu latach, mimo 5 tys. zł netto plus cuda bonusy, rola uczestnika i rzekomego prowodyra staje się dla Winczury – op.cit. – nadmiernie uciążliwa. Zaczyna go tłamsić zastana sytuacja. Szef wysyła Winczurę do apteki z receptami na niedomagania wenerologiczne. Podwładny znosi szyderstwa farmaceutek.

Po 8 latach dojrzewa do zmiany, szuka – op.cit. – czegoś separującego od narzuconej mu roli, jaką na swoje nieszczęście przyjął. Nie może znieść, że nazajutrz po harcach 3 h stawiają się z szefem na zamówionej mszy z okazji jubileuszu firmy. Ma 44 lata i podejmuje studia socjologiczne, odgradzając się dystansem badawczym. Postanawia zająć się obszarem ludzkim, który z obowiązków służbowych po wielekroć zna: udostępnienie ciała krótkoterminowe, oparte na kon­trakcie wiążącym żądzę z ekonomią. W czasie gdy pryncypał się bawi, on, pod przykrywką samotnego mężczyzny potrzebującego terapeutycznej rozmowy, już spoufalony, jako klient wielokrotny, robi – jeszcze nieuświadomione socjologicznie badania pilotażowe.

Źródła historiozoficzne

Jest 2004 r., z Winczurą, studentem Wydziału Socjologii toruńskiego UMK, siedzi w zaocznych ławkach jakieś 60 osób. Przeważają niezainteresowani rzeczywistością ciężkawi umysłowo urzędnicy administracji, zmuszeni osiągnąć co najmniej licencjat, by nie zostać deportowanym ze stanowiska. On nic nie musi. Najpierw powoli przechadza się przez wieki.

W wolnym czasie w akademickich czytelniach klei fosforyzujące przylepki na antologiach prostytucji wszystkich epok i rozbiorów aż po PRL. Na XV-wiecznych raportach brygad sanitarno-obyczajowych, literaturze chorób wenerycznych, dziełach traktujących szerzej o naturze ludzkiej. Nic nie musząc, kartkuje nawet Tomasza z Akwinu. Zaczytuje się w ewolucjonistach. Człowiekowaty jako jedyny z naczelnych łączy rozród z przyjemnością: kopulacja u rezusa trwa 4 sek., u pawiana 8, podczas gdy u człowieka wytrysk po 30 jest uważany za przedwczesny.

Targuje się na Allegro, skupując literaturę adekwatną, gdyż nie cierpi sięgać po nie swoje cytaty. Literatura otwiera Winczurze oczy na naturę ludzką, która się nie zmienia. XVII-wieczne półcnotki, jak nasze korporacyjne, czasem robiły zawrotne kariery. Prawo przewidywało możliwość uratowania skazanego na szubienicę przez dziewkę, która zarzucając nań chustę, wyrażała gotowość zamążpójścia. Półcnotki przed tą matrymonialną ofertą najpierw robiły zwiad, co do majątku wieszanego. Hipokryzja też ta sama. Do burdeli zaboru rosyjskiego, musowo oddalonego przynajmniej 315 m od kościoła, żołnierze, jak dzisiejsi korporacyjni szeregowcy (o czym później), szli w zamian za świadczenia patriotyczne raz w tygodniu. Wykąpani, z prawem do „dnia lubieżnego”, w 186-osobowej kompanii ze śpiewem na ustach.

 

Śledząc milicyjną typologię prostytucji lat 50. XX w., uświadamia sobie, jak priorytetowy wczoraj i dziś jest Zachód. Kiedy w okresie zimnej wojny zabroniono kapitalistycznym banderom schodzenia na ląd, MO zlikwidowało sekcje i referaty ds. walki z nierządem, gdyż rewidowano ledwie półtora tysiąca pań w segmencie. Odwilż nastąpiła po 1956 r., MO znów uruchomiło swoje referaty. Lata 70. to już dynamika. Dolarowi specjaliści pojawiają się przy strategicznych inwestycjach: budowa włocławskich Azotów, toruńskiej Elany, puławskiej elektrociepłowni, płockiej Petro­chemii. 1972 r. – 12 tys. zewidencjonowanych. Znów chwila wahnięcia w dół po 1981 r.

Nie spiesząc się, robi erudycyjne wycieczki, skupując na Allegro literaturę piękną, wiersze Jana Andrzeja Morsztyna, konesera wszetecznic, „Miłość na Krymie” Mrożka itd.

Metody eksploracji

Tak przygotowany merytorycznie na użytek licencjatu pt. „Płatny seks w średnim mieście, czyli toruńskie agencje towarzyskie na tle przemian historyczno-obyczajowych” przystępuje do analizy zjawiska. Wybiera metodę bezpośredniej obserwacji uczestniczącej niejawnej typu zwiad, połączonej z wywiadem swobodnym. To optymalna technika, by opisać środowisko w jego naturalnym stanie, bez naruszania porządku rzeczy.

Niestety, mimo odegrania kluczowej roli w przejęciu 30 proc. toruńskiego rynku przez firmę szefa, w 2005 r. zostaje zwolniony z powodu ambicji. Wręczając wypowiedzenie, szef zarzucił Winczurze arogancję, nielojalność i zwrócił się – op.cit. – trzeba być idiotą, żeby studiować socjologię. Od tej pory zmuszony był penetrować segment na koszt własny.

Jako początkujący badacz, we wstępnej fazie poczynił poważny błąd. Mianowicie źle zaplanował kolejność czynności. Prowadząc przedwczesny wywiad z taksówkarzem Radia Taxi, prawie się zdekonspirował. Początkowo, biorąc Winczurę za spragnionego klienta, obwiózł go serdecznie po toruńskich agencjach, wymieniając ich wady i zalety. Nagle zrobił się wycofany, gdy badacz zaczął drążyć temat japońskich fachowców z zakładów Sharpa i Oriona w Łyskomicach. Powinien wcześniej wziąć pod uwagę, że dowożenie Japończyków to dobry interes. W związku z tym falstartem musiał przerwać penetrację na pół roku, aż jego nieudany incydent badawczy zatrze się w taksówkarskich pamięciach, gdyż poszło w środowisku, że ktoś węszy.

Do badań przystępuje zawsze po godz. 21, odwiedzając regularnie wytypowane agencje o nazwach Triada, Palermo, Ambasador, Relax. To optymalna pora. Szarość w sposób naturalny tworzy klimat do zwiadu, a dziewczyny są jeszcze wypoczęte. Zauważa Winczura pierwszą innowację. Otóż kiedy stażował u szefa (19952005), pań na kanapach było zawsze kilkanaście. Obecnie, w 2007 r., nie więcej jak sześć.

Ale najpierw domofon. Jeśli jesteś zweryfikowany na tak, w furtce brzęczy elektromagnes. Następnie rutynowe gody przy stole bilardowym z panią, która rzekomo uczy cię grać, a w istocie się prezentuje. Na korytarzu wzdłuż pokoi wykładzina tłumiąca kroki. Winczura notuje, że pokoje są przemyślanie akustyczne. Strategia rozwojowa polega na tym, by klienci sąsiednich słyszeli, która pani jak krzyczy.

W toku bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością badaną dzieli klientów na kilka sfer. Bezapelacyjnie przeważa sfera biznesowa. W tym: (a) biznesmeni wdzięczni – sponsorujący wizytę kontrahentowi w celu podziękowania mu za intratny kontrakt (Winczura widzi w agencjach m.in. branżę komputerową, goszczącą w ten sposób policję, wojsko i innych odpowiedzialnych za zamówienia publiczne); (b) biznesmeni rokujący – ci z kolei goszczą w agencjach kontrahentów w nadziei na poprawę stosunków. Dokonują przy tym autoprezentacji, podnosząc notowania jako – w swoim mniemaniu – starzy bywalcy; (c) biznesmeni nowobogaccy z załogą – przekonani, że dopuszczenie do wspólnego z pryncypałem zaspokojenia potrzeb to dla podwładnych nobilitacja. Takim abonamentem sprytnie uszczuplają firmowy socjal (Winczura spotkał szefów zakładów mięsno-wędliniarskich, branżę budowlaną, reklamową, metalową, a nawet hurtowników nici).

Jako szpieg na służbie nauki obserwuje niejawnie: przedstawicieli handlowych przemieszczających się po Polsce, niemających czasu na stały związek; żołnierzy służby zasadniczej, dla których – przez wzgląd na niski żołd w polskiej armii – ustalono stawkę półgodzinną. Dalej: kolekcjonerów na delegacjach, wyrażających opinie, że im ładniejsza pani, tym mniej potrafi; sponsorów sportu żużlowego; zwycięzców zakładów, którym panie zafundowali przegrani; mężów, którym wizyta pomaga trwać w podstawowej komórce społecznej, a nie chcą nawet myśleć o seksie oralnym z żoną, gdyż ona całuje ich wspólne dzieci każdego poranka i wieczoru; starszych mecenasów, tym z kolei wizyty trzy razy w miesiącu pomagają trwać w dobrym mniemaniu o sobie.

 

Wtórna transmisja

Początkowo ma trudności ze znalezieniem promotora. Profesorzy specjalizują się w biedzie, niepełnosprawności, komiksach, pisaniu na murze. Jednak najbardziej dojmujący jest budżet. Za każdą godzinę terapeutycznej rozmowy z wybraną panią musi płacić 150 zł (metodą zwiadu ustala, że pani odbiera z tego 75 zł netto). Jeśli wizyta jest socjologicznie rokująca, zdarza się, że zostawia w agencji od 300 do 800 zł. A ponieważ wykluczone jest prowadzenie zapisków, kupuje następujące narzędzia badawcze: dyktafon cyfrowy marki Olympus WS310M, rejestrujący 18 h nagrań w stereo­fonicznej jakości, odpowiednio czuły, mały, cichy i płaski (ponad 650 zł); cyfrowy aparat fotograficzny Panasonic Lumix FZ 50 z doskonałym jasnym obiektywem Leica i 12-krotnym zoomem optycznym, potrzebny do zdejmowania obiektów z dyskretnej odległości (ponad 2 tys. zł).

Dyktafon Olympus ukryty w kieszeni ściąga w najwyższej jakości niezadowolenie właścicieli przybytków. Chodzi o utrzymanie: rachunki za pralnię, zmianę pościeli wraz z ręcznikami po każdej dobie, kosmetykę kąpielową dla klientów (pani we wspólnej kąpieli, biegła dermatologicznie, ogląda pana). Do tego ciągłe naprawy podświetlanego podestu do striptizu, chromowanej rury, abonament za satelitę z erotyką oraz liczne promocje, np. trzecia godzina gratis. Razem jakieś 10 tys. miesięcznie. Toruńskie agencje są hojne. W trakcie jednej wykupionej godziny można odbyć dowolną liczbę zbliżeń (we Wrocławiu i Katowicach – zrobił zwiad Winczura – tylko jedno).

Mimo że na UMK skala oceny sięga do bdb., grono profesorskie robi dla Winczury wyjątek. Broni się na celujący. Jego zasługa dla nauki polega na tym, że dostępne badania tego segmentu pochodzą od teoretyków seksu, z werbalnych wywiadów niebezpośrednich (tzw. opinii ankietowanych), a to wtórna transmisja. Winczura, będąc latami w terenie, rozumie się z segmentem bez słów.

Buduarowe monodramaty

Segment jest tak dynamiczny, że zanim w 2012 r., już 53-letni, Winczura przystąpił do magisterki („Promocja świąteczna w Toronto, czyli trzecia godzina gratis”), musiał przeszacować całą dopracowaną perspektywę badawczą. Agencje – w zaniku. Po pierwsze, skończył się nieuczesany kapitalizm. Po drugie – op.cit. – runął finansowy kolos w USA i zadrżała ziemia w Toruniu. Panie się sprywatyzowały. Jako Palomy, Samanty, Vanessy Lux pootwierały własne gabinety (w slangu – tartaki).

Poza tym gruchnął internet. Klientów już nie satysfakcjonował komunikat w „Nowościach” „aaa ekstralala wszystko”. Co wszystko? Skoro jest sieć, niech określi się szerzej. Teraz wystarczy, że koneser seksu analnego kliknie „dominująca pulchna w skórzanym uniformie Podgórze”.

Na pierwszym etapie naukowej penetracji przegląda wnikliwie Winczura setki ofert www. Zaskakuje go lawina innowacji w segmencie. Po pierwsze: precyzja ogłoszeń (rodzaje dostępnych usług, wymiary, kolor tęczówki, zdjęcie pokoju, by klient wiedział, w jakich warunkach przyjdzie spędzić mu czas) oraz – pod ofertami pań – szczegółowe dane teleadresowe razem z mapką dojazdu, by nie tracił czasu na błądzenie między blokami. Plus – też pod paniami – fora dyskusyjne dla panów (o Kici Full piszą: serdecznie polecam; w tej cenie nie ma równych; przy tym elokwentna. O Ciasnej Samancie: odradzam, za wszystko dopłata!; lipa totalna). Konkurencja sprawiła, że wszystkie tzw. inne czynności seksualne są obecnie w gratisie.

Winczura dokupuje rekwizyty: przyzwoity zegarek tytanowy Adriatica, ciemną marynarkę, niebieską koszulę (rozpięta), czarne sztruksowe spodnie, zamszowe sztyblety, wodę kolońską Mont Blanc i – by uczynić zwiad bardziej przyjaznym – kilkanaście kartonów Johnny Walkera.

Przystępuje do badań w dni robocze po godz. 18. Umawia się tylko z paniami na wstępie trzeźwymi. Po pierwszym drinku niezbyt nachalnie przystępuje do swobodnego wywiadu pogłębionego. Niestety, po zwrocie: „poszukuję jedynie przyjaznej rozmowy”, jest czasami w sposób wulgarny wypraszany z gabinetu: – Jak – op.cit. – k...wa, nie wiesz, po co przyszedłeś, to wypier...j, bo zadzwonię po grubego Zdzicha. Oczywiście nie czeka na Zdzicha, oddalając się jak najszybciej, ale jednak z umiarem – by nie wzbudzać sensacji.

Ponieważ scenariusz wywiadu składa się z 43 pytań, pije, koncentrując się jednocześnie, gdyż zadaje je z pamięci. Można powiedzieć, że za 100 zł Winczura staje się – op.cit. – odbiorcą monodramatów granych w różnych buduarowych teatrach.

Sandra, lat 28: Co miała robić w Łęczycy po ekonomiku? Pracuje – z wyjątkiem niedziel i świąt kościelnych – do 5 nad ranem, więc wstaje o 14. Obiad je razem ze śniadaniem. Stawka 100/h, 800 zł za noc. Jak skończy 32 lata, może założy gabinet kosmetyczny. Przecież musi o siebie dbać, więc jest kompetentna.

Teresa, lat 54: Co miała robić, gdy pięć lat temu zwolnili ją z toruńskich opatrunków? Rozwódka, syn w Anglii. To kupiła żaluzje i zatrudniła się sama, dając anons, że jest pełna wigoru. Po dwóch dniach był pierwszy telefon. Przyszedł nieśmiały klient, Karol miał na imię, zupełnie jak papież. Lubi przed wypić słodkie wino lub wódkę gatunkową. Jeśli chodzi o gumki, klienci sami zostawiają ulubione zestawy, Teresa tylko przylepia karteczki z imieniem. Po 23 zamyka firmę. To jest jednak osiedle. Sąsiadkom mówi, iż świadczy usługi księgowe. Bardzo higieniczna. Przecież tyle lat pracowała w opatrunkach.

Kataryna, lat 21: Co miała robić po szkole fryzjerskiej? Na początku nie mogła się przyzwyczaić, że cały Toruń śpi, a ona pracuje w akordzie. Bardzo przepracowana, gdyż obok jest jednostka wojskowa. Po żołdzie przez tydzień non stop. Stałym żołnierzom kredytuje się przed końcem miesiąca. Tylko we względny poniedziałkowy spokój może uprać i nasmażyć mielonych na potem. Miesięcznie to te parę tysięcy ma zawsze. Jak nazbiera forsy, otworzy salon fryzjerski Welli. Marzy o poznaniu angielskiego, bo przy tych lepszych klientach nie wiadomo, o co im chodzi.

Oliwia, lat 38: Co miała robić po Liceum Renowacji Zabytków? I tak dalej.

Ocena grona dla Winczury, pierwszego terenowego badacza zjawiska: bardzo dobry. Już licencjat grono rekomendowało do natychmiastowego wydania, pod warunkiem że okroi badania o instruktaż (jak skorzystać?, mapy, adresy, ulotki z namiarami na – op.cit. – DWIE sto (czyli 100 zł, dwie panie) i inne. Winczura nie wyraził zgody na cenzurę. Szuka niezależnego wydawcy, a grono, mimo że wszedł już w wiek stateczny, sugeruje doktorat.

Polityka 23.2014 (2961) z dnia 03.06.2014; Społeczeństwo; s. 33
Oryginalny tytuł tekstu: "Zwiad"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną