Nauczyciele z technikum ochrony środowiska nie mogą go sobie przypomnieć. Biała kartka. Tylko nauczycielka, mieszkająca w tej samej wsi co on wtedy, pamięta Patryka – szczupłego blondyna. Grzeczny, nieśmiały, zawsze na uboczu. Poważny. Nierzucający się w oczy. Przezroczysty, niewidzialny – mówi nauczycielka. Dlatego nie zapamiętany. Z dziennika nauczycielka wnosi, że uczył się średnio. Miał dużo nieobecności, jakby chodzenie do szkoły sprawiało mu trudność.
W gimnazjum Patryk miał idola. Był to dużo starszy od niego chłopak z miasteczka z prawdziwą ksywą: Maks. Ten Maks liznął już więzienia i wcale nie był ani grzeczny, ani cichy, ani nieśmiały. Wszyscy się go bali, miał kumpli, jakich chciał, na pęczki. Patryk nie miał z nim niczego wspólnego. Maks pewnie by nawet nie chciał z nim rozmawiać: z 15-letnim przepraszam, że żyję.
Drugim idolem Patryka był papież. Kochał nad życie Jana Pawła II. Chciałbym się spotkać z Ojcem Świętym tam w górze – pisał w wierszu o tęsknocie za papieżem. I podpisywał siebie – autora: Lucyfer.