Jestem bardzo samotny i nie mam nikogo. Chciałbym nawiązać kontakt z osobami, które chciałyby do mnie napisać. Czekam na listy – brzmiało ogłoszenie we wrocławskiej bezpłatnej gazecie. Nadawca anonsu, pan Mieczysław, podał swój adres – ulica Karmelkowa, Wrocław – i nazwisko.
Jako przedstawiciel pokolenia, które doświadcza rzeczywistości w sposób analogowy, zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że tradycyjne formy komunikacji, takie jak prasa, nie są tak skuteczne jak kiedyś, i aby jego przekaz dotarł do większej grupy odbiorców, musiałby się chyba zdarzyć cud.
Ale się zdarzył. W połowie listopada 2014 r. Julia, 33-letnia stała bywalczyni równoległego świata, w którym rzeczywistość przybiera formę ekranu komputera, przeglądała jak zwykle internet i trafiła na nietypowe zdjęcie. Ktoś wrzucił na Facebooka, dla śmiechu, ogłoszenie z gazety. Ale Julia, osoba wrażliwa, artystka, sprzedawczyni w designerskim butiku w Warszawie, autorka dwóch blogów, absolwentka historii sztuki i metapsychologii, zamiast rozbawienia poczuła zwykły smutek. Przyzwyczajona do przewijających się wciąż na monitorze przed jej oczami obrazów chorych w hospicjum, zakrwawionych, zmasakrowanych zwierząt albo wygłodzonych afrykańskich dzieci, które ma uratować jeden esemes albo kliknięcie, stwierdziła, że wreszcie ktoś w autentyczny i niewymuszony sposób potrzebuje od ludzi wsparcia i pomocy.
Postanowiła wesprzeć Mieczysława i zaradzić jakoś jego samotności.
Wykorzystując znaną w wirtualnym świecie, najskuteczniejszą obecnie metodę informowania, zachęcania i gromadzenia ludzi wokół ważnej sprawy, utworzyła na Facebooku grupę: Piszemy listy do Mieczysława. I tak, w bardzo krótkim czasie, siedem tysięcy osób z Polski i ze świata postanowiło wysłać swój list do nikomu nieznanego, samotnego Mieczysława z Wrocławia.