50 km na północ od Torunia leży miasteczko Chełmno, które od około dwóch tygodni wizerunkowo, stylistycznie i w zgodzie z lokalną tradycją przeniosło się w rzeczywistość w odcieniu czerwonym. Czerwone są serca i napis „Walentynki” zawieszone na froncie zrewitalizowanego ratusza. Na czerwono świeci się serce, które zdobi nowoczesną fontannę na rynku, postawioną niedawno za unijne dotacje. Czerwone serduszka-poduszki leżą w przeciwsłonecznych okularach pod palmami na witrynie Magictexu, sklepu z pościelą, i podobne są naprzeciwko, na wystawie salonu fryzjerskiego U Kasi – z wąsami, wycięte w styropianie, ułożone między fryzjerskimi głowami ze spryskanymi czerwonym brokatem lokami, ostatnim krzykiem lokalnej mody. Czerwone plakaty zachęcają mieszkańców do udziału w 14 już walentynkach organizowanych przez Urząd Miasta w Chełmnie – mieście zakochanych lub miłości, właściwie wszystko jedno, nazwy można stosować wymiennie, od kilku lat obie są zastrzeżone.
•
Ale nie zawsze tak czerwono tu w Chełmnie bywało. Biorąc pod uwagę powierzchnię spacerową, miasteczko jest w sam raz, liczba mieszkańców dość mała (20 tys. i wciąż ich ubywa), pod względem przemysłu właściwie żadne, jedynie swoją historią czuło się zawsze wielkie i dumne. My tu jesteśmy krzyżaki, mówią o sobie chełmianie, przypominając w ten sposób początki powstania swojego miasta, które w XIII w. lokowano równocześnie z Toruniem na mocy chełmińskiego prawa. Bardzo zresztą postępowego, bo już w tamtym czasie dawało kobietom prawo dziedziczenia majątku po zmarłych krewnych, a potem na tym samym wzorze ulokowano jeszcze 255 innych miast i 1364 wsie.