Trudno dziś zaspokoić apetyt na dziczyznę. W sklepach natrafiłem tylko na ślad po zającu, i to argentyńskim.
Gdy przed 40 laty osiadłem nad Narwią, na skraju Puszczy Białej, każda wędrówka nad rzekę czy na podleśne łąki obfitowała w spotkania z moimi skrzydlatymi bądź czworonożnymi sąsiadami. Spod nóg zrywały się wielkie stada kuropatw, z łoskotem skrzydeł uciekały bażanty, a nagłe poderwanie się do ucieczki zająca przyprawiało mnie o palpitacje serca.
Nad rzeką, a zwłaszcza w licznych tu rozlewiskach zarośniętych trzcinami, pełno było kaczek – krzyżówek, a nawet gągołów.
Polityka
13.2015
(3002) z dnia 24.03.2015;
Ludzie i style;
s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "Czarno o szarakach"