Niedawno się dowiedziałem, że te moje wysokie koszty biorą się z niskiego poziomu naszych polityków spowodowanego tym, że oni za mało zarabiają. „Politykami powinni zostawać ludzie zdolni, którzy poprowadzą kraj w dobrym kierunku. Musi im się to jednak przede wszystkim opłacać” – zdradził na łamach „Rzeczpospolitej” były poseł SLD Tadeusz Gawin, obecnie wiceszef Stowarzyszenia Parlamentarzystów Polskich. Niestety na razie, zdaniem Gawina, nie opłaca im się. Weźmy, powiada, skandalicznie niskie uposażenie polskiego posła, które razem z dietą wynosi w przeliczeniu ok. 3,1 tys. euro, podczas gdy parlamentarzysta słowacki otrzymuje 5,9 tys., brytyjski 7,9 tys., a francuski nawet 13,1 tys. euro. W tej sytuacji „w Polsce posłem opłaca się zostać tylko przedstawicielom słabo opłacanych zawodów. Wynika z tego niski poziom polityki” – ocenia Gawin.
Oczywiście widzimy, że do Sejmu garną się niedojadający pracownicy naukowi wyższych uczelni, klepiący biedę absolwenci filozofii, zubożali publicyści, jest też kilka pielęgniarek. Próżno jednak szukać tam hydraulików, glazurników, informatyków i komorników czy choćby ich asystentów. Smutna prawda jest taka, że na pozyskanie tych ludzi jeszcze długo nie będzie stać polskiego parlamentaryzmu i dlatego nadal będą w nim występować różne niekorzystne zjawiska, takie jak poseł Brudziński czy posłanka Kempa.
Tymczasem Francuzi, Słowacy i Brytyjczycy płacą i mają wyniki. Francuskiego, brytyjskiego czy nawet słowackiego parlamentarzystę stać na to, żeby w radiu lub telewizji był odprężony i nieawanturujący się. Nasi posłowie, za niewielkie pieniądze, które dostają, są zaraz bardziej agresywni, bez przerwy sobie przerywają, a niektórzy mają trudności ze skleceniem po polsku sensownego zdania, w którym udałoby się im nikogo nie obrazić.