Współdzielcy długu
Kto wyprowadził pieniądze ze Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej
Gdyby każdy: sędzia, urzędnik, notariusz czy referendarz sądowy robił, co powinien, z należytą starannością, nie byłoby tej całej afery – mówi prof. Ewa Łętowska, była RPO i wieloletnia sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Chodzi o dużą i bogatą Śródmiejską Spółdzielnię Mieszkaniową z działkami i blokami w samym środku Warszawy. Profesor, podobnie jak wielu wybitnych warszawskich prawników, jest członkiem tej spółdzielni. Wyprowadzono z niej ogromne pieniądze.
Sprawa zrobiła się głośna pod koniec ubiegłego roku. Były wejścia komorników, groźba wyłączenia prądu, co skutkowałoby m.in. choćby zatrzymaniem wind (w wielopiętrowych blokach – jak przy Jana Pawła II – oznaczałoby to uwięzienie setek starszych ludzi w ich mieszkaniach), wyłączeniem ciepłej wody i centralnego ogrzewania tuż przed zimą. Potem miało być przejęcie zadłużonych nieruchomości spółdzielni, w tym mieszkań. Obmyślono nawet patent, jak obejść prawo chroniące mieszkania spółdzielcze i mówiące o tym, że członkowie spółdzielni za jej długi nie odpowiadają. Rzecz prowadzono w białych rękawiczkach, z udziałem kancelarii prawnych, gubiąc tropy w gąszczu umów, aneksów i niezrozumiałych dla zwykłego człowieka prawniczych zwrotów. Ale też przecież sporo było do wzięcia. I prawie by się udało, gdyby nie mieszkała tam uparta Łętowska. Każdy tydzień dopisuje do tej historii nowe kartki.
Etap I: długi rosną
Dziś długi spółdzielni – a więc w perspektywie i wszystkich spółdzielców – sięgają 58 mln zł. Pierwsze z ujawnionych dotyczyły firmy budującej dla spółdzielni apartamentowiec przy Grzybowskiej. Złożyła wniosek o upadłość spółdzielni, bo nie dostała zapłaty za wykonaną robotę. Do spółdzielni wszedł wtedy syndyk. Twierdził potem, że takiego bałaganu w papierach, jak żyje, nie widział.