Dwie mamy: biologiczna (Anna Stępniewska) i ta druga, nazywana „społeczną”, (Kasia), razem od kilku lat. Jedna córka – 5-letnia Lena. – Wyczekane, wymarzone dziecko – mówi Anna, która urodziła dzięki nasieniu znajomego mężczyzny. Egoizm? – Jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, to też oskarża się ją o egoizm – mówi. Początkowo rodzinie, zwłaszcza ojcu Anny, trudno było pogodzić się z tym, że jedyna wnuczka będzie dorastać w takim domu. Ostatecznie wygrało dziecko – dziadkowie rozpieszczają Lenę do granic możliwości.
Półtoraroczna dziś Zosia była próbą ratowania małżeństwa. Nie udało się. Kiedy dziecko przyszło na świat, mama i tata nie mieszkali już razem. Rozwód sfinalizowali dwa miesiące później. Mama, 30-letnia Karolina, przyznawała się właśnie sama sobie i światu, że tak na prawdę od lat kocha kobietę. – I zaraz pojawiły się pytania: A co z dzieckiem? – wspomina.
Homorodziny powstają na wiele różnych sposobów. Po prostu są – i żadne zakazy nie mogą tego zmienić.
Kampania Przeciw Homofobii podaje w raporcie, że ponad 50 tys. polskich dzieci wychowuje się w homorodzinach – czyli jakieś 0,7 proc. W Stanach Zjednoczonych takich dzieci jest około 2 mln – 2,7 proc. Te spore różnice mogą brać się z nieprecyzyjności statystyk (bo ukrywanie się, bo trudność definicji homorodziny), ale też z tego, że w Polsce osoby homoseksualne wciąż są bardziej piętnowane niż w wielu krajach Zachodu, więc nie decydują się na dzieci, żeby ich nie narażać na szykany. W Polsce z sejmowych mównic usłyszeć można, że „powierzenie dziecka pod opiekę dwóm panom albo dwóm paniom byłoby dla malucha jeszcze większą traumą niż odebranie go biologicznym rodzicom” (posłanka Beata Mazurek z PiS podczas głosowania nad poprawką Senatu do ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej).