W prasie czytam, że w administracji nasila się reforma urzędów skarbowych, w wyniku której skarbówka ma mieć ludzką twarz, a podatki będą ściągane w sposób przyjazny dla podatników. W niektórych urzędach już dzieją się rzeczy niepokojące. Np. placówce w Miechowie z nieustalonych przyczyn prowadzenie postępowania wszczętego na wniosek podatnika (np. w sprawie nadpłaty podatku) zajmuje niecały tydzień, chociaż w innych urzędach trwa średnio kilka miesięcy, a w urzędzie w Malborku nawet ponad rok. Trudno zrozumieć, dlaczego w Malborku tego rodzaju sprawę można rozpatrzyć w ponad rok, a w Miechowie nie można. Co takiego przeszkadza w urzędowaniu urzędnikom w Miechowie, że na przeprowadzenie postępowania potrzebują zaledwie tydzień? Dokąd oni się tak spieszą? Czy przypadkiem nie zapomnieli, kim są i gdzie pracują?
O dziwnej sytuacji panującej w miechowskim urzędzie świadczy również to, że żadna decyzja wydana tam w ciągu ostatnich dwóch lat nie została zakwestionowana czy uchylona przez sąd. Nie jest to normalne, zważywszy, że wiele innych urzędów może się pochwalić naprawdę sporą liczbą uchylonych decyzji, a w przodujących placówkach – w Grójcu czy w Garwolinie – były lata, w których zostały uchylone wszystkie decyzje. W dodatku w Miechowie i nie tylko, lansuje się kontrowersyjny pogląd, że pobór podatków nie musi być agresywny. Rodzi to określone patologie. „Rzeczpospolita” informuje, że np. w placówce w Gostyninie dochodzi do tego, że po zakończonej kontroli „urzędnicy dyskutują z podatnikiem o jej wyniku i zachęcają do dobrowolnej korekty zeznania”.