Tekst został opublikowany w POLITYCE w sierpniu 2015 roku.
W ciągu ostatnich czterech lat dramatycznie wzrosła liczba utopionych. W 2011 r. było to 396 osób, a w 2014 r. – 646. A ten rok szykuje się rekordowy. Od początku 2015 r. do maja, według oficjalnych statystyk policji, utonęło 187 Polaków, a od początku maja – już ponad 130 osób!
Rekord nie tylko wysokiej temperatury, ale również tragicznych wypadków padł w upalny weekend 3–5 lipca. Aż 41 utonięć, z czego 26 osób w jedną niedzielę, w tym dwoje małych dzieci. Utopiły się dwie nastolatki z Kobylnicy: chciały dopłynąć do wyspy, która przez niski poziom wody wyłoniła się z Wisły. Nie były same. Dwóm chłopcom i jednej dziewczynce się udało. 13-latce i 14-latce – nie.
Statystyki przerażałyby jeszcze bardziej, gdyby uwzględnić wszystkie śmierci w wodzie – a tak się nie dzieje. Żeby wypadek zakwalifikować jako utonięcie, potrzebny jest naoczny świadek lub ciało wyłowione wprost z wody. Tymczasem większość topielców znajduje się przy brzegu i dopiero sekcja zwłok potwierdza wodę jako przyczynę zgonu.
Weźmy Wisłę. Oficjalnie: trzy utonięcia w tym roku. Plus co najmniej 10 osób, które nie zmieściły się w statystyce. Adam, 21-letni student Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, i Tomasz, 23-letni student, którego przez wiele tygodni szukała rodzina i liczni przyjaciele. Potem starszy mężczyzna znaleziony na Bielanach. I kolejny. Miał 56 lat, został znaleziony na wysokości warszawskiego klasztoru kamedułów. I jeszcze ciało mężczyzny przy moście Śląsko-Dąbrowskim i chłopak, 20 lat. A także 31-letni mieszkaniec Bytomia, który przyjechał do Warszawy na koncert AC/DC, i 68-letni mieszkaniec stolicy, który wyszedł z domu się wykąpać i już nie wrócił.