W czwartek inauguracja prezydenta Andrzeja Dudy. Więc na początek, oprócz gratulacji, mam do nowego prezydenta tylko jedną prośbę: żeby zaprowadził pokój na naszej placówce, bo strasznie się tutaj gryzą. Trzymam kciuki, żeby pogoda była ładna, inauguracja udana, pod znakiem „za”, a nie pod hasłami „przeciw”.
Jestem pewien, że na trasie nowego prezydenta nikt nie będzie buczał, krzyczał „won!” ani „kłamczuch!”. To byłoby niewybaczalne. Dlaczego jestem pewien? Bo nie wierzę w przypadki. Przypadkowo to może obrażać panią Szydło jakaś pojedyncza i wściekła przekupka. Ci, którzy systematycznie zakłócali wystąpienia prezydenta „Komoruskiego” bądź premier Kopacz, ci, którzy chcieli stworzyć wrażenie, że wczorajszy prezydent miał samych wrogów, że jeździł po kraju, wzniecając burdy i awantury, postępowali tak, ponieważ nie spotkali się z potępieniem ze strony swoich autorytetów. Kiedy lżono i znieważano odchodzącego prezydenta – milczał episkopat, milczał biskup, milczał proboszcz, milczeli niepokorni, milczał przyszły prezydent – wówczas kontrkandydat, milczał prezes Kaczyński, milczały prawicowe media, wrażliwe na punkcie przemysłu pogardy.
Poseł Joachim Brudziński, jedna z czołowych postaci PiS, zapytany wprost o zakłócanie spotkań pani premier, nie potępił awantur, nie zdystansował się od politycznych kiboli, tylko odpowiedział, że protestujący mają powody do niezadowolenia, np. wyrok sądu, który odbierał jedenaścioro dzieci ich rodzicom i oddawał je rodzinom zastępczym. Jeżeli ktoś uwierzył, że osiłki uzbrojone w megafony ryczały z powodu miłości do zabiedzonych dzieci – to współczuję.