Społeczeństwo

Co w paszczy piszczy

Dinozaury uprzykrzają życie w Zatorze

„Tyranozaur imponujących rozmiarów i z odpowiednim do gabarytów wzmacniaczem ryku budzi wśród najmłodszych niekłamaną grozę”. „Tyranozaur imponujących rozmiarów i z odpowiednim do gabarytów wzmacniaczem ryku budzi wśród najmłodszych niekłamaną grozę”. Anna Musiałówna / Polityka
Dinozaurów nie ma na świecie od 66 mln lat. Potrafią jednak niektórym zatruwać życie i dzisiaj.
Dinozatorland w małopolskich ZatorachHanna Musiałówna/Polityka Dinozatorland w małopolskich Zatorach

Danuta Palus-Smolik przez lata pracowała i żyła w spokoju. Jej dom na obrzeżach Zatora (Małopolskie) stał przy lesie i parku. Bywało, że budził ją śpiew słowików, przy brzegach pobliskiego jeziora brodziły czaple, a wieczorami kumkały żaby. To wszystko skończyło się raptownie w 2008 r., kiedy za płotem ruszyła budowa Dinozatorlandu, a w 2009 r. zaryczały pierwsze pradawne gady. Pani Danuta rozpoczęła wówczas walkę o ciszę z hałaśliwym i potężnym sąsiadem. Bój trwa do dzisiaj.

Reklamują się hasłem: „Edukacja przez rozrywkę”. Jednak nie edukuje się tutaj najlepiej. Tabliczkę „Kategoryczny! Zakaz! Wchodzenia do paszczy z uwagi na możliwość ulegnięcia wypadkowi” zastąpiono ostatnio nową: „Zakaz! Wchodzenia do paszczy dinozaura. Niebezpieczeństwo zranienia kłem” (rzecz jasna, zakaz tym bardziej wabi dzieciaki).

Podobnie zraniona jest polszczyzna objaśnień przy eksponatach. Dr Robert Niedźwiedzki, paleontolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, opisał kilka z kilkudziesięciu polskich dinoparków, których mamy ostatnio wysyp. W zatorskim fatalna stylistyka objaśnień często uniemożliwia zrozumienie ich sensu. O triceratopsie: „dziób mógł tworzyć ogromne ciśnienie podczas gromadzenia jedzenia lub siekania i dziobania ofiary”. W dodatku triceratops był roślinożercą, nie siekał i nie dziobał ofiar, chyba że mowa o paprociach. „Triceratops – pisze dr Niedźwiedzki – zrobiony jest z miękkiego sylikonu, wskutek tego, gdy macha ogonem, to sylikonowe rogi drżą mu jak galaretka. Kryza zresztą też. U wielu modeli ręce poruszają się bez sensu, czasem wręcz drżą jak w chorobie Parkinsona. Ale to zastrzeżenia dorosłego, dzieci są zachwycone. Tyranozaur imponujących rozmiarów i z odpowiednim do gabarytów wzmacniaczem ryku budzi wśród najmłodszych niekłamaną grozę”.

I jeszcze o apatozaurze: „jego zęby wciągały i gromadziły pokarm”. W istocie to żołądek gromadził pokarm, w zębach nic się nie gromadziło i nie było wciągane” – wyjaśnia paleontolog. Albo o tanystrofie: „Gdyby jego szyja była choć odrobinę dłuższa od jego głowy, mogłaby zostać odgryziona”. I dalej: „Różnice między tymi gadami są małe i pełne wątpliwości”. Albo: „Grzebienie były tak cienkie i kruche, że miały znaczenie tylko symboliczne i wizjonerskie”.

Równie kiepskie jest według dr. Niedźwiedzkiego tamtejsze muzeum paleontologiczne. „Zawiera bardzo skromną kolekcję. (…) Niestety osoby sprzątające dokumentnie mieszają okazy”. I tak np. w gablocie z zębami dinozaurów są pazury, a w tej z pazurami leżą zęby.

Supersik

Inwestor, Dinozatorland Sp. z o.o., zbudował dinopark bez wiedzy sąsiadów i bez pozwolenia. Rada miejska uchwaliła zmianę planu zagospodarowania dopiero w sierpniu 2009 r., gdy dinopark pracował już pełną parą. W maju 2010 r. Sąd Rejonowy w Oświęcimiu ukarał inwestora za brak pozwolenia grzywną w wysokości 2,5 tys. zł. Tyle do kasy dinoparku wpływa w ciągu kwadransa. – W 2008 r. był to jedyny większy zakład oferujący kilkadziesiąt miejsc pracy – tłumaczy Zbigniew Biernat, burmistrz Zatora, lekko przymknięte wówczas na samowolę oko władzy.

Budując dinopark, wesoły inwestor zlikwidował jedyną drogę łączącą Danutę Palus-Smolik ze światem, czyli z ul. Parkową. Podwyższając teren, naruszył stosunki wodne między działkami – teraz deszczówka z jego działki spływa na posesję pani Danuty.

Najgorszy był jednak hałas. Z jednej strony płotu ryczały dinozaury oraz młodzi ludzie, pobudzeni przez ponad setkę gadzich egzemplarzy i przewodniczki używające przenośnych megafonów, by przekrzyczeć wrzaski 50-osobowych grup. Z drugiej strony płotu, na torach do jazdy, wyły silniki gokartów i quadów. Z trzeciej dudniła z głośników dyskotekowa muzyka, warczały silniki tzw. dmuchańców, piszczeli nieletni pasażerowie wesołego pociągu, waliły pulsujące, niskotonowe dźwięki dobywające się z letniego kina.

Przed tymi hałasami nie było ucieczki. Dinopark i wesołe miasteczko atakowały nawet przy szczelnie zamkniętych oknach i zasuniętych roletach. Pani Danuta zauważyła, że zaczyna mieć kłopoty ze snem, koncentracją, częściej jest rozdrażniona i nerwowa, szybciej się męczy. W hałasie nie tylko musi mieszkać, ale i pracować. Obok domu, w sąsiednim budynku, mieszczą się jej gabinety stomatologiczne i pracownia protetyczna.

Tymczasem zachwyty nad dilofozaurem, który tryskał z pyska dwoma strumieniami wody wprost na publiczność, zdopingowały wesołego inwestora do wzbogacenia umiejętności ogromnego gada. Teraz nie tylko ryczał, ruszał ogonem, głową i przebierał łapami, ale i z podbrzusza sikał na zachwyconą publiczność. „Z podbrzusza”, bo żadne prącie czy penis w kraju zasad i moralności nie może być widoczne. – No, po prostu super – ocenia pan w średnim wieku, otrzepując się z wody.

Ryki obiektów małej architektury

Po trwających ponad rok próbach ułożenia się z wesołym inwestorem pani Danuta zwróciła się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie o zmierzenie poziomu hałasu na jej działce. Przekraczał on dopuszczalną normę (50 dB) o 6,5–11,5 dB. Okazało się jednak, że o terminie pomiarów – zgodnie z przepisami – trzeba z wyprzedzeniem poinformować zainteresowane strony. Tak się więc złożyło, że w dniu kontroli najgłośniejsze urządzenia nie działały, bo – jak twierdzili pracownicy wesołego inwestora – były zepsute. Wkrótce po odjeździe pracowników inspektoratu ochrony środowiska nastąpiło jednak ich cudowne samonaprawienie.

W sierpniu 2010 r. pani Danuta złożyła w krakowskim sądzie pozew o ochronę dóbr osobistych. W imieniu Dinozatorlandu Sp. z o.o. odpowiedział mgr Marek Płonka. Zarzucił powódce „ponadprzeciętną wrażliwość na rozchodzący się dźwięk”. Postulowany przez p. Danutę zakaz emitowania hałasu naraziłby Dinozatorland na straty – argumentował – i „uniemożliwi zabezpieczenie środków na dokonanie inwestycji (…) mających na celu obniżenie poziomu emitowanego dźwięku”.

Dinozatorland przeniósł jednak kino 5D i kolejki sąsiadujące z posesją p. Danuty na drugą stronę placu zabaw. Zlikwidował tory dla gokartów i quadów, wyciszył wesoły pociąg i strzelnicę i zredukował poziom ryków dochodzący z – jak nazwał to sąd – „obiektów małej architektury”, czyli dinozaurów. Wciąż jednak było za głośno. Zapowiadane pomiary hałasu wykazywały przekroczenia, ale niewielkie. Pani Danuta zatrudniła więc firmę, która wykazała „przekroczenie dopuszczalnych wartości od 51,1 dB do 60,5 dB w trzech miejscach pomiaru” – jak stwierdzono w wyroku sądu.

W grudniu 2013 r. Dinozatorland zmuszony był, kosztem 290 tys. zł, zainstalować 90-metrowy ekran akustyczny, 5-metrowej wysokości, taki, jakie buduje się przy autostradach. Stanął on wzdłuż placu zabaw, czyli południowej strony posesji pani Danuty. „Powódka – z tryumfem informował sąd – może już korzystać z ogrodu i działki, nawet pić kawę na tarasie czy spokojnie oglądać telewizję”. Jednak zza płotu dinoparku od wschodu, gdzie nie ma paneli akustycznych, nadal dobiegają hałasy.

Po sześciu latach, w lutym 2015 r., sąd uznał, że Lemarpol Sp. z o.o. (nowa nazwa Dinozatorlandu) naruszył dobra osobiste powódki i zasądził na jej rzecz 15 tys. zł zadośćuczynienia (zamiast 50 tys., których żądała pani Danuta). Zdaniem sądu nie doszło jednak do naruszenia dobra osobistego powódki „w postaci zdrowia”. Co prawda ustalono, że powódka na skutek hałasu stała się osobą znerwicowaną, ma problemy z koncentracją i snem, ale „nie leczyła się ani psychiatrycznie czy psychologicznie (…) nie poddała się też badaniu biegłego i dowód ten nie został przeprowadzony”. Sąd ustalił też, że od strony wschodniej działki powódki nie dobiega nadmierny hałas, nie trzeba więc budować ekranu akustycznego. W kwietniu 2015 r. strony złożyły apelacje, w czerwcu odpowiedzi na swoje apelacje.

W imieniu powódki adwokat Paweł Smolik (syn pani Danuty zdążył w trakcie procesu skończyć studia i zrobić aplikację) żąda budowy ekranów akustycznych. Pełnomocniczka spółki Lemarpol zaś „podnosi”, że powódka procesuje się „od momentu fiaska negocjacji dotyczących wykupu przez pozwaną” jej nieruchomości. – Dinozatorland proponował mi cenę dwa razy niższą od wartości odtworzeniowej wyliczonej przez firmę specjalistyczną – twierdzi pani Danuta. Strona pozwana – pisze dalej jej pełnomocniczka – „nie manipulowała też rozstawem i aktywnością urządzeń znajdujących się na terenie przedmiotowego parku rozrywki”.

Noc w pakiecie

Usiłowaliśmy przed przyjazdem i podczas pobytu w Zatorze porozmawiać z kimś z parku, nie udało się. Na działce Danuty Smolik słychać było za to mówiących przez megafony przewodników, piski dzieciaków i ryki dinozaurów. Przez 5-metrowy ekran dochodziło dudnienie dyskotekowej muzyki, łoskot karuzeli, śmiechy i piski. Gdy następnego dnia sanepid kontrolował dinopark, już nie było słychać megafonów przewodniczek czy dudnienia muzyki. Karuzela, tor minigokartowy i inne urządzenia hałasujące nie pracowały. Z pewnością to nie wskutek „manipulowania ich aktywnością” ruszyły zaraz po wyjeździe pracowników sanepidu.

Dzisiaj Dinozatorland to kombinat rozrywkowo-kulinarno-noclegowo-pamiątkarski. Nawet wyjść nie można z tego normalnie, a wyłącznie przez sklep bogato zaopatrzony w chińskie dinopamiątki. Fast foody serwują dinofrytki i dinobuły. 40 zł kosztuje wstęp do dinoparku i lunaparku, 50 zł do wszystkich czterech parków tematycznych, a więc jeszcze mitologii greckiej, owadów oraz bajek i stworzeń wodnych. Zimą czynny jest park św. Mikołaja. Nowość: nocne zwiedzanie dinoparku, 2-dniowy pakiet: zwiedzanie, 3 posiłki, nocleg kosztuje 145 zł.

Dinozatorland kupił dwa ośrodki wczasowe po górnikach oraz TP SA i świadczy tam usługi hotelowo-gastronomiczne. Dinozatorland – czy też Lemarpol Sp. z o.o. – zapłacił w 2014 r. gminie Zator za dzierżawę gruntów 206 tys. zł. Plus 50 tys. zł za dwa zakłady w strefie przemysłowej. Pierwszy to produkcja i remonty wózków widłowych (ok. 30 miejsc pracy). Drugi zajmuje się produkcją opakowań. Szefowie mieszkają w Andrychowie, ale główna siedziba spółki mieści się w Warszawie. I tam ten zakład pracy chronionej o renesansowych zainteresowaniach rozlicza się z fiskusem.

Reprezentująca Lemarpol radczyni twierdzi w odpowiedzi na apelację powódki, że „liczba klientów parku znacząco zmalała”. Z ilu do ilu setek tysięcy rocznie – nie informuje. Było to jednak przed premierą filmu „Jurassic World”, kolejnego sequela „Parku jurajskiego”, który ponad 20 lat temu sprawił, że świat pokochał dinozaury – i teraz ludzie chcą je oglądać nawet w nocy. Najnowszy film zarobił w weekend otwarcia (kilka tygodni temu) 511 mln dol., co jest absolutnym rekordem świata. Firma Lemarpol może liczyć więc na rekord Polski. Byle dużo ciszej.

Polityka 33.2015 (3022) z dnia 11.08.2015; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Co w paszczy piszczy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną