Manifestujemy solidarność i współczucie wobec imigrantów, ale nie trzeba daleko szukać, żeby dojrzeć problem (dowolnej) nierówności. Wystarczy udać się pod Sejm. Do pielęgniarek. Albo zastanowić, kto sprząta po Kongresie Kobiet.
Siódmy już Kongres Kobiet rozpoczął się tradycyjnie od serii podziękowań składanych przez polityków organizatorkom i odwrotnie. W swoim przemówieniu premier Ewa Kopacz wyraziła uznanie dla „wielkiej pracy, jaką Kongres wykonuje na rzecz Polski równościowej i sprawiedliwej”, na co sala odpowiedziała śpiewnym „Sto lat” oraz „Niech jej gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie”.
Piosenkarki Majka Jeżowska i Anna Jurksztowicz tekst drugiej przyśpiewki sparafrazowały na własny użytek: „A kto na Ewę nie zagłosuje, niech go piorun trzaśnie”. Platforma Obywatelska chyba nigdy tak bezpośredniego wsparcia od Kongresu nie otrzymała.
Podziękowania – tym razem od Małgorzaty Fuszary – usłyszał również były prezydent Bronisław Komorowski. Wykazał się bowiem – przypomniała niedawna rzecznika ds. równego traktowania – niemałą odwagą, gdy naciskany przez episkopat i środowiska konserwatywne, nie ugiął się, ale podpisał konwencję antyprzemocową oraz ustawę o in vitro. Tyle kurtuazji.
Kongres Kobiet, który w piątek się rozpoczął, a w sobotę zakończy, odbywa się nie tradycyjnie w Sali Kongresowej (która jest remontowana), ale na Torwarze. I pewnie z tego względu główna sala konferencyjna świeci dotychczas pustkami. Od jednej z wolontariuszek wiemy, że na tegoroczny Kongres zarejestrowało się ok. 6 tys. osób – 3 tys. mniej niż przed rokiem. Poza wszystkim Torwar wydaje się średnio do takich wydarzeń przystosowany (kilka paneli odbyło się w korytarzu, nieopodal stanowiska z pierogami).
Co nie znaczy, że uczestniczkom brak entuzjazmu czy woli działania.
Reklama