Pielęgniarka zamiast kamery
Dr Paweł Waszkiewicz o tym, jak mądrze zapobiegać przestępczości
Joanna Podgórska: – Twierdzi pan, że na przełomie XX i XXI w. bezpieczeństwo stało się towarem. Dlaczego?
Dr Paweł Waszkiewicz: – To zjawisko ma kilka wymiarów. Po pierwsze, powstał potężny rynek dostarczycieli takich usług, zarówno prywatnych, jak i instytucji państwowych, których oficjalnym zadaniem jest zapewnianie bezpieczeństwa. Tę podaż kształtuje rosnący popyt na usługi agencji ochroniarskich i detektywistycznych, rynek przeróżnych zabezpieczeń, alarmów, systemów monitoringu wizyjnego. Tego typu systemy działają już nie tylko na ulicach, w sklepach czy na stacjach benzynowych, ale nawet w przedszkolach, by rodzice mogli na odległość śledzić, co się dzieje z ich dziećmi. Sektor państwowy też bardzo się rozszerza. Widać to po liczbie pączkujących trzyliterowych instytucji i służb. W ich domenie znajduje się coraz więcej zadań i mają coraz więcej uprawnień. W Polsce niemal każde ministerstwo już ma lub chce mieć przynajmniej jedną służbę quasi-policyjną. To trend ogólnoświatowy. W Stanach Zjednoczonych liczba organów ścigania przekracza już sto, i to tylko na poziomie federalnym.
Czy rosnąca liczba agencji to efekt tego, że bezpieczeństwo jest także towarem politycznym?
Według mnie tak. Umowny koniec XX w. i atak na wieże WTC w Nowym Jorku sprawiły, że stało się nim bardziej niż kiedykolwiek. Duża część przemysłu, który w świecie zachodnim przed 1989 r. i rozpadem ZSRR produkował na potrzeby militarne, bardzo szybko przekwalifikowała się na dostarczanie usług podmiotom prywatnym i cywilnym. To wypełniło próżnię po zniknięciu wroga zewnętrznego w postaci bloku wschodniego. Ale jest to paradoks, bo w tym okresie liczba przestępstw w świecie zachodnim i tak spadała. Ten strach i popyt na bezpieczeństwo zostały w znacznym stopniu wykreowane.