Dzieci podkupione
Adopcje ze wskazaniem wykorzystywane do sprzedaży dzieci
O takim sporze nie słyszeli dotąd ani sędzia, ani prokurator prowadzący sprawę. A to prawnicy ze sporym stażem. Chodzi o noworodka Mikołaja, którego matka Irena K. zostawiła w szpitalu w Kaliszu już w dniu porodu. Prawie rok temu, 6 grudnia 2014 r., podpisała zrzeczenie się praw do dziecka i wróciła do domu w podkaliskiej wiosce.
Była w kiepskim stanie. Bożena Łojko, prezes fundacji Zerwane Więzi, która rozmawiała z nią w tamtym czasie, mówi, że jej zdaniem matka potrzebowała pomocy, sprawiała wrażenie, że nie do końca wie, co się wokół dzieje. – Wcześniej urodziła już piętnaścioro dzieci. To niemowlę było dziewiątym, które oddała do adopcji – opowiada. Bożena Łojko odniosła też wrażenie, że rodzina bardzo liczy na pieniądze. I że kilka tysięcy złotych to dla nich już ogromna suma. – Ci rodzice biologiczni nie mówili o dziecku tak, jak zwykle mówią o nim rodzice. Ale raczej jak o przedmiocie.
Tuż po narodzinach chłopca ośrodek adopcyjny w Kaliszu powiadomił o tym fakcie Katarzynę i Mirosława Niełacnych – bo tak stanowi prawo. Rodzina wychowuje już dwóch braci Mikołaja. Przepisy gwarantują dzieciom możliwość wychowywania się razem z biologicznym rodzeństwem, o ile rodzina przysposabiająca wyrazi na to zgodę. Państwo Niełacni byli zdecydowani na przyjęcie kolejnego synka. Już rok wcześniej deklarowali w ośrodku, że są na to gotowi. Oprócz dwóch synów Ireny K. adoptowali też dziewczynkę z innej rodziny. Zapewnili dzieciom dobre warunki. Każde miało nawet własny pokój w domu rodziny w Ostrzeszowie.
Na oddział noworodków mogli wejść tylko w asyście pracownika ośrodka adopcyjnego. Katarzyna Niełacna nakarmiła chłopczyka, przewinęła.