Byłby teraz na czwartym roku. Mógłby rozdawać komunię podczas mszy świętej. Od małego marzył o tym, żeby zostać księdzem. Dziś z uśmiechem wspomina, że jako dziecko, przebrany w sukienkę babci, bawił się w mszę świętą, z kompotem i biszkopcikiem, udającymi mszalne wino i hostię. Ministrantem był niemal od zawsze. – Potem zachwycił mnie chrześcijański mistycyzm. Odkryłem w sobie powołanie kapłańskie – wspomina Patryk Lemke. – Chcę mówić pod własnym nazwiskiem – dodaje. – Ja nic złego nie zrobiłem. Nie mam się czego wstydzić.
Zaraz po maturze złożył papiery do Wyższego Seminarium Duchownego w Elblągu i został przyjęty. Uznał, że to działanie opatrzności, bo wcale nie było pewne, czy uda mu się zdać poprawkę z matematyki. Jeszcze dziś mówi o tym w trochę egzaltowany sposób, że maturalna poprawka to był znak, że „Chrystus chce, bym był kapłanem dla jego ludzi”. A seminarium – spełnienie marzeń, sama wzniosłość i cud.
– Na początku wszyscy jesteśmy naiwni. Młodzi idealiści patrzący nabożnie na przełożonych, którzy przekonują nas, że jesteśmy wybrani. Żyjemy w hermetycznym środowisku i na wiele rzeczy patrzymy z tej wewnętrznej perspektywy. Prawdziwy obraz dociera do nas powoli – wspomina Mariusz, starszy kolega Patryka, były kleryk. – Polskie seminaria wychowują do samotności, ale nie uczą, jak sobie z nią radzić – ocenia.
Dla Patryka jednak to nie samotność była w seminarium problemem, ale zachowanie części kolegów. Żarty czy podteksty erotyczne – to normalne wśród młodych mężczyzn żyjących w odseparowanym świecie. Niby teoretycznie uczą się, jak sobie radzić z seksualnością. Problem homoseksualności jest jednak albo ignorowany, albo wyśmiewany.