Po łapach
Maltretowanie zwierząt wciąż bezkarne. Polska to raj dla sadystów
Sebastian L. z Kudowy-Zdroju zastrzelił dwa bawiące się na łące psy, golden retrievery. Tak po prostu, dla rozrywki. I z pełną premedytacją – bo kiedy zobaczył psy bez właścicieli, najpierw zadzwonił do swojego kolegi, przewodniczącego Koła Łowieckiego Granica i zgłosił, że idzie na polowanie. Potem pojechał do domu, po strzelbę i 14-letniego syna. Wrócił i na oczach dziecka urządził sobie safari. Do każdego z psów oddał po dwa strzały. Świadkowie zeznali, że zwierzaki nie były agresywne. Mieszkały w tej okolicy i często je widywali. Sąd w styczniu skazał myśliwego na 2 tys. zł grzywny oraz 3 tys. zł nawiązki, w części zwolnił go także z kosztów sądowych. Nie orzekł przepadku broni, którą dokonano przestępstwa, mimo że wnioskował o to nie tylko oskarżyciel posiłkowy, organizacja Ekostraż, ale także prokurator. Sędzia wyraził nadzieję, że nałożona kara grzywny spowoduje, iż oskarżony zastanowi się następnym razem i nie użyje broni w analogicznej sytuacji. Zaledwie kilka minut później obrońca oskarżonego oświadczył, że myśliwy w dalszym ciągu uważa, że postąpił słusznie. – Składamy apelację – mówi Dawid Karaś z Ekostraży, organizacji, która jest oskarżycielem posiłkowym w tej sprawie. – Zanim on znowu zastrzeli komuś psa.
Ze szczególnym okrucieństwem
Sebastian L. zapewne uważa, że miał pecha. Większość sprawców przestępstw przeciwko zwierzętom w ogóle nie trafia na salę sądową. – Zaledwie w 19 proc. spraw sporządzany jest akt oskarżenia – mówi Dawid Karaś. Tak wynika z monitoringu organów ścigania i sprawiedliwości, jaki Ekostraż prowadzi w ramach projektu „Niech zwierzęta mają prawa”. Statystyki MSW za 2014 r. mówią o 2,2 tys. wszczętych postępowaniach, w wyniku których stwierdzono popełnienie przestępstwa w 1,5 tys.