Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Nienawidzę, ale kocham

Dlaczego dzieciom z domów dziecka tak trudno zapomnieć o biologicznych rodzicach?

Rhendi Rukmana / StockSnap.io
Więź dzieci z domów dziecka z biologiczną rodziną jest silna i trwa. Często mimo ogromu krzywd.
Dzieci idealizują rodziców, mimo że tak wiele od nich wycierpiały. Kiedy ktoś zapyta placówkowe dziecko, dlaczego znalazło się w bidulu, to ono powie, że przez opiekę społeczną albo sędzię, która się uwzięła.Brain Light/Alamy/BEW Dzieci idealizują rodziców, mimo że tak wiele od nich wycierpiały. Kiedy ktoś zapyta placówkowe dziecko, dlaczego znalazło się w bidulu, to ono powie, że przez opiekę społeczną albo sędzię, która się uwzięła.

Tekst ukazał się w POLITYCE w marcu 2016 r.

Ucałuj Agatkę, moją wnuczkę ukochaną – prosi matka w esemesie. Jaką wnuczkę? – nie może zrozumieć Agnieszka i wścieka się: jak się nie było matką, to czy można być babcią?

Pierwszego domu dziecka Agnieszka nie pamięta, bo miała wtedy rok. Zapisał się dopiero drugi, Dom Dziecka nr 1 w Łodzi, do którego zabrano ją z dwójką braci. Może to cud niepamięci, ale to nie był jakiś wstrząs. W domu była wódka, awantury i chleb z cukrem – czyli patent na głód, a w domu dziecka przynajmniej karmili. Dziś Agnieszka ma dom kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi, ponaddwuletnią córkę i męża. Skończyła studia, pracuje w marketingu w dużej łódzkiej firmie i mówi, że „rodzonej matki”, choć bezdomna, pod dach nie wpuści. Bo to dla niej obcy człowiek. Do komórki wpisała ją z nazwiska, a nie po prostu „mama”. Na własny ślub nie zaprosiła, choć próbował to wymusić ksiądz. No, ale jednak potem wysłała jej z tej komórki zdjęcie swojej córki. Sama też wciąż coś za matkę załatwia.

Natalia tych kilka lat, jakie spędziła w domach dziecka, określa słowem: spokój. Sama chciała się tam przenieść. Nie po to odratowano ją w wieku 15 lat z próby samobójczej, żeby miała dalej znosić zapijaczonych rodziców, ciągłe kłótnie i jedną z najgorszych ulic Łodzi. Za sobą miała już śmierć dwuletniej siostry Gosi. Dziewczynka rano skarżyła się na ból głowy, z trudem oddychała, ale rodziców nie było. A kiedy wrócili nietrzeźwi późnym popołudniem, lekarz mógł wypisać już tylko akt zgonu z diagnozą: ropne zapalenie opon mózgowych. A jednak wychowawcy z domu dziecka pamiętają też, że Natalia wciąż im uciekała, usiłując wrócić do tego znienawidzonego domu.

Arsena pamięta ucisk w żołądku, towarzyszący każdej przepustce z bidula.

Polityka 13.2016 (3052) z dnia 22.03.2016; Społeczeństwo; s. 45
Oryginalny tytuł tekstu: "Nienawidzę, ale kocham"
Reklama