Niedawno otwarte café, bar i restauracja o drażniącej pretensjonalnością nazwie Papu mieści się na rogu alei Niepodległości i Ligockiej. Dwie sale, jedna dla niepalących, ładnie, z dyskretnym wdziękiem urządzone, wygodne, nowoczesne meble, elegancka zastawa, sprawna obsługa.
Karta dań bardzo przyzwoita. Trzy propozycje zimnych przekąsek, sześć – gorących, cztery rodzaje zup, pięć rodzajów sałat (bardzo duże porcje). Następnie pasty, czyli makarony, i pierogi (8 propozycji). Siedem dań głównych mięsnych i trzy rybne. I na koniec siedem deserów. Łącznie 43 pozycje, jest więc z czego skomponować posiłek. Tym bardziej że kelner proponuje jeszcze dania w karcie nieuwzględnione. Daliśmy się namówić na rybę maślaną, która była rewelacyjna w smaku, ale również i w cenie (60 zł).
To nie jest tania restauracja. Nastawiona na ludzi zamożnych, poszukujących wyrafinowanej kuchni i eleganckiego lokalu, nieprzywiązujących większej wagi do rachunku. Czy takiej klienteli wystarczy, aby zamortyzować poniesione koszty i wyjść z satysfakcją?
Trzeba przyznać, że kuchnia jest na najwyższym poziomie. Nereczki, czyli cynaderki, cielęce w oliwie z czosnkiem i siekaną pietruszką (27 zł), były miękkie, delikatne i aromatyczne. Warto to podkreślić, bo cynaderki w wersji ohydnej były w PRL w każdym lokalu, a po transformacji ustrojowej stały się rzadkością.
Zamówiliśmy też, co było pewnym ryzykiem, risotto z marynowaną w winie cielęciną, parmezanem i czarnym pieprzem (33 zł). To jest danie, które należy zamawiać tylko we włoskich restauracjach, bo bardzo łatwo je spaprać i przemienić w niejadalną breję. Tym razem odwaga została nagrodzona.
Wspaniała była sałata lodowa z plastrem koziego sera, z plasterkami migdałów, octem balsamicznym i kroplą miodu (39 zł). To danie na konkurs.
Można natomiast zrezygnować z rosołu borowikowego z kawałkami pieczonej kaczki (21 zł). Ten pomysł szefa kuchni nie był najlepszy.
Daliśmy się też namówić na kotleciki jagnięce z rozmarynem i ryżem koperkowym (59 zł), co było błędem nie tylko ze względu na bardzo wygórowaną cenę, ale przede wszystkim dlatego, że jagnięcina była twarda.
Świetną decyzją było zamówienie na deser owoców z pieca w zabaione (25 zł). Okazały się to być truskawki i czarne jagody w idealnie przyrządzonym sosie, który jest włoskim deserem narodowym.