W PRL niezamożni inteligenci jadali w barach mlecznych, które nawet w najciemniejszą noc stalinizmu były miejscem rozkoszy kulinarnych. Państwo dotowało bary mleczne, więc ceny były bardzo przystępne. Okres transformacji ustrojowej przeżyły tylko nieliczne. Dobił brak dotacji, ale przede wszystkim konkurencja McDonald’sów i azjatyckich fast foodów.
Pierogarnia, którą stworzyła Archidiecezja Warszawska, nawiązuje do tradycji tanich jadłodajni dla inteligencji. Wszystkie pierogi, a jest ich spory wybór, są po 9 zł porcja, na którą składa się 6 całkiem sporych pierogów. 7,5 zł kosztuje porcja białej kiełbasy z wody lub kaszanki z cebulą. Można to popić sokiem z brzozy (2,5 zł), kwasem chlebowym (2 zł) lub żywczykiem, czyli napojem jabłkowym z echinaceą (3 zł, ale za słodki). Jeśli się przyjdzie przed 13 (pierogarnia otwiera się o 11), można zamówić cały obiad (zupa, pierogi, surówka, napój) za jedyne 9 zł, co wytrzyma nawet kieszeń ubogiego inteligenta, czyli pracownika budżetówki.
Pierogarnia (dwie gwiazdki za pomysł i ciasto) mieści się na Bednarskiej, dosłownie parę kroków od Traktu Królewskiego, i czynna jest we wszystkie dni, poza poniedziałkiem. Pierogi znakomite, w kuchni miłe młode dziewczęta.