O 7.30 zaczyna kopać rowy. Czasem ścina drzewa albo wali kilofem w margiel, kosi trawę – zależy, co wypada w planie gminnych robót interwencyjnych. Po pracy nalewa do miski wody zagrzanej na kuchence, żeby się umyć. Jeśli z wypłaty zostało na bilet, jedzie do Częstochowy. Trenuje godzinę dwadzieścia. Do domu w Przyrowie dociera z powrotem czasem około 21, czasem koło północy.
Jeśli jest wcześniej, siada na granatowej wersalce, pod szafą ze swoimi pucharami, je bułkę i dzwoni do znajomych trenerów: Pogramy w tym tygodniu? Potem wychodzi na podwórko skorzystać z toalety, rozkłada wersalkę, przebiera się w piżamę. Na tapczanie dwa metry dalej, w tym samym pokoju, zazwyczaj śpi już matka. Gdy są gorsze miesiące i nie uda się kupić węgla, zimą kładą się w kurtkach i czapkach. Marek Chybiński, lat 40. Mistrz Polski niepełnosprawnych w tenisie stołowym.
Kategoria poprawkowa
Na potrzeby sportowych rozgrywek rodzaje niepełnosprawności podzielono na klasy i ponumerowano. W klasach od pierwszej do piątej grają zawodnicy na wózkach, od szóstej do dziesiątej – stojący, z innymi problemami ruchowymi. Jest jeszcze klasa 11. – niepełnosprawni intelektualnie. W światku sportowym mówią: mentalni. Umieją przewidzieć tor błyskawicznego lotu piłeczki i pokierować nią tak, by zaskoczyć przeciwnika, chociaż do nakierowania własnego życia potrzebują wsparcia. Bez kogoś, kto chciałby pomóc, naprowadził na pożądaną trajektorię, do przodu, ku lepszemu, wpadają w zawirowania, kręcą się po błędnym kole.
Marek Chybiński może nawet mógłby sterować całkiem sam, ale kiedy był mały, to przy stresach uderzał głową w ścianę.