Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Odsłaniamy kulisy bulwersującej sprawy z akcjami kolekcjonerskimi w tle

Panthermedia / •
Kary od trzech do pięciu więzienia oraz wysokie grzywny za próby wyłudzenia ponad 340 mln zł przy pomocy akcji kolekcjonerskich przedwojennej spółki Giesche.

Przez długie lata, po nacjonalizacji prawie wszystkiego, akcje przedwojennych spółek handlowych były zwykłą makulaturą. Te, które najbardziej cieszyły oko z punktu widzenia estetyki, mogły stanowić co najwyżej przedmiot pożądania historyków, badaczy dziejów i kolekcjonerów. Po 1989 r. też jeszcze nie rozpalały wyobraźni. Dopiero gdzieś około roku 2000 r. tu i ówdzie zaczęto przebąkiwać, że przedwojenne akcje i udziały mogą być objęte ustawą o reprywatyzacji.

No i zaczął się ruch w interesie. Początkowo wydawało się, że przedwojenne papiery wartościowe rozjechane zostały walcem historii. W 1939 r. Niemcy przejęli polskie banki, a w nich depozyty – także te związane z majątkiem na Śląsku. Pożoga Powstania Warszawskiego w niwecz obróciła miliony różnych dokumentów. Działania wojenne pożarły dalsze miliony ważnych i mniej ważnych urzędowych papierków. Potem nacjonalizacja, która niosła przesłanie, że takimi świstkami jak akcje czy udziały można sobie już tylko podetrzeć tyłek, ewentualnie skręcić papierosa czy rozpalić w piecu.

Po latach w to zamierające już prawie mrowisko włożony został taki kij, że żywe jeszcze mrówki oszalały – ich otoczenie także. Pięć osób z Wybrzeża, podających się za pełnoprawnych reprezentantów przedwojennej spółki Giesche z Katowic, zażądało od miasta 341 mln zł za przedwojenny majątek, a państwu polskiemu zagroziło procesami o unieważnienie decyzji nacjonalizacyjnych. A to już nie dziesiątki, ale pewnie setki miliardów złotych. Początkowo tych od Gieschego traktowano z przymrużeniem oka, ale jak sprawy zaczęły zawisać w sądach – miny zrzedły. Najpierw Piotrowi Uszokowi, prezydentowi Katowic, szczęka opadła, a potem wszystkim najważniejszym w Warszawie. Dlatego zawiadomiono prokuraturę, ABW i inne służby.

Zareagowano skutecznie, czego dowodem jest ostatni wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie skazujący (choć nieprawomocnie) trójmiejską piątkę na kary od 3 do 5 lat więzienia, półmilionowe grzywny i zakazy wykonywania zawodu.

Reklama