W wioskach i przysiółkach pojawili się buntownicy. – To walka polityczna – mówi radna rządzącej w gminie opcji. Pierwsza ogłosiła protest 70-letnia pani Stasia, emerytowana pracownica pocztowa, mieszkanka wsi Antoniew. Dwa lata temu sąsiad z Antoniewa pochwalił się, że na jego polu stanie maszt z wielkim wiatrakiem. Za wydzierżawiony kawałek działki będzie kasował co miesiąc chyba ze 2,5 tys. zł. Szczęście go rozpierało. Pani Stasia poszła do gminy, ale tam żadnej informacji na temat wiatraka u sąsiada nie było. Cisza, spokój, nikt nic nie wie.
Pani Stasia już sporo w życiu widziała i dlatego intuicyjnie wyczuwa, że kiedy wszyscy gwałtownie zaprzeczają, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Poprosiła krewnych z miasta, aby dowiedzieli się w internecie, czy te elektrownie wiatrowe poprawiają ludziom poziom życia czy przeciwnie. Wkrótce dostała rodzinny raport. Nie poprawił jej humoru. Jedyny plus to ekologia, czyli odnawialna energia. A poza tym same minusy. Emisja szkodliwego hałasu oraz podobnie szkodliwych infradźwięków i efektów stroboskopowych. Straty dla krajobrazu i zagrożenie dla ptaków. Średnio ceny działek wokół wiatraków spadają o połowę. No i ekonomiczna nieopłacalność tego biznesu, bo cena wytwarzanej energii jest znacznie wyższa od produkcji tradycyjnej i uzależniona od siły wiatru, a ten w gminie Bedlno pod Kutnem nijak się ma do wiatrów nadmorskich. Jedyne, co się inwestorom opłaca, dowiedziała się pani Stasia, to dotacje unijne sięgające trzech czwartych kosztów. Po tym wszystkim pomyślała, że boi się wiatraka w pobliżu swojego domu. Dlatego postanowiła zaprotestować.