Scena z filmu „Kamper”: tytułowy bohater konfrontuje się z mężczyzną, z którym zdradza go żona. Kamper w krótkich spodenkach i trampkach, rywal w eleganckim garniturze. Chłoptaś i samiec alfa.
Metrykalnie dorośli, psychicznie i emocjonalnie dziecięcy, przedłużają swoją młodość fryzurą, casualowymi ciuchami, sposobem spędzania wolnego czasu, stylem życia. Nie zakładają rodziny i nie wyprowadzają się z domu. Ilość młodych dorosłych mieszkających z rodzicami to jedyny wskaźnik pozwalający statystycznie uchwycić skalę zjawiska kidultów. W Polsce to ok. 2,5 mln młodych ludzi do 35. roku życia. Prawie 44 proc. Jesteśmy na drugim miejscu w Europie, po Włoszech, gdzie mammoni to ponad połowa młodych dorosłych. Ale zjawisko dotyczy nie tylko Europy.
Termin kidults powstał w USA (pierwszy użył go Peter Martin w „The New York Times”), gdzie często mówi się też o twixters lub boomerangers, jako że młodzi Amerykanie na studia, jak dawniej, wyjeżdżają z domów, ale coraz częściej po skończeniu nauki wracają do rodziców. W Japonii otaku oznacza coraz liczniejszą generację 20–40-letnich Japończyków, często dobrze zarabiających, uzależnionych od produktów japońskiej popkultury (komiksów anime, manga, gier komputerowych), którzy podporządkowali swojej pasji całe życie: obsesyjnie kolekcjonują wszystko, co dotyczy ich ulubionych bohaterów gier i komiksów. To właśnie oni, już nie dzieci, są docelową grupą odbiorców przemysłu zabawek high-tech. Większość koncernów już od kilku lat ma dwie równoległe linie produkcyjne: jedna dla dzieci, druga dla tzw. kolekcjonerów.
Parasite singles (jedynacy pasożyty), jak ich określają japońscy socjolodzy, nie potrafią angażować się emocjonalnie w długotrwałe związki i nie zamierzają zakładać własnych rodzin, a tym bardziej posiadać dzieci.