Kamera pokazuje front niedużego domu w zabudowie szeregowej. Po chwili drzwi się otwierają, na ganek wychodzi 10-letni chłopiec w kurtce i czerwonej czapce. Schodzi po kilku stopniach, zatrzymuje się na ścieżce prowadzącej do furtki. „Nie chcę iść z wami” – mówi naburmuszony. Za ogrodzeniem starsi ludzie, to dziadkowie Maćka. Jego ojciec filmuje całą scenę. Z nim Maciek też nie chce iść. Słychać, jak babcia usiłuje przekonać wnuka, żeby chociaż podszedł do furtki i wziął od niej prezent. W końcu zrezygnowana wiesza kolorową torebkę na płocie. Kamera przesuwa się po oknach budynku, na pierwszym piętrze, za firanką dwie głowy, to drudzy dziadkowie Maćka, ze strony mamy. W oknie na parterze widać mężczyznę, który nagrywa wszystko telefonem. Ojczym Maćka też musi zadbać o materiał dowodowy.
Kiedy przychodzili (w co drugą środę i w każdy czwarty weekend miesiąca, tak jak ustalił sąd), Maciek najpierw płakał i uciekał do domu, a wtedy matka ponownie wypychała go na ganek. Widzenia z ojcem (w każdy wtorek po południu i jeden weekend w miesiącu) miały identyczny przebieg. Po kilku miesiącach chłopiec przestał płakać, sprawiał wrażenie zrezygnowanego, odwracał wzrok, odpowiadał półsłówkami. Minęło jeszcze trochę czasu i chłopiec zrobił się arogancki. Te spotkania przez kraty trwają już półtora roku. I nie zanosi się na to, żeby coś się miało zmienić.
Dziadkowie i ojciec złożyli do sądu wniosek o ukaranie matki grzywną za uniemożliwianie realizacji uregulowanych sądownie kontaktów z dzieckiem. Na kolejnych rozprawach słyszą, że sąd może zasądzić grzywnę (już to zresztą zrobił, w wysokości 200 zł, tylko matka się odwołała i sprawa przeszła do drugiej instancji), ale to i tak nic nie pomoże, jeżeli sami, między sobą, nie dojdą do porozumienia.
Co mówi prawo
Dziadkowie dzieci Marty Kaczyńskiej i dziadkowie Allana, syna Edyty Górniak.