Polska szkoła przyjazna wszystkim uczniom? Nie, tylko tym heteroseksualnym
Kilkadziesiąt szkół zgłosiło się do projektu „Tęczowy piątek” organizowanego przez Kampanię Przeciw Homofobii. To niewiele, bo szkół mamy 35 tysięcy. Ale wystarczająco dużo, by rządzący krzyczeli o „promocji homoseksualizmu” i „ideologii gender” wprowadzanych siłą do polskich szkół. Czego się boją?
Szkoły mogą pokazać, że w ich murach jest miejsce dla każdego ucznia, także nieheteroseksualnego. Chętni dostaną plakaty i przypinki: „Jestem wspierającym nauczycielem”, „Nasza szkoła jest przyjazna wszystkim uczniom i uczennicom”. A przede wszystkim – materiały edukacyjne. Jak przeprowadzą zajęcia i dostosują do potrzeb swojej klasy – zdecydują we własnym zakresie. Na razie zgłosiło się 75 szkół – zdaniem przeciwników programu ich dyrektorzy powinni zostać natychmiast zwolnieni.
To znana retoryka. „Fronda” pisze, że za lekcją tolerancji „kryją się groźne treści”, które mają na celu zniszczenie rodziny. Uczniom chce się wmawiać, że osoby nieheteroseksualne są w Polsce źle traktowane – mówi prawica. Eskalujących przestępstw z nienawiści nie chce dostrzec.
Nie każdy chce przemoc zatrzymać. Piotr Uściński, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. polityki i kultury prorodzinnej, powiedział o lekcjach tolerancji, że to „działania szkodliwe i deprawacyjne”. Ogłosił to na konferencji prasowej „Szkoły wolne od homopropagandy”. Wtóruje mu Ordo Iuris, które przygotowało „rodzicielskie oświadczenie wychowawcze”, mające zapobiegać narażaniu dzieci na „ideologię gender, ideologiczne koncepcje płci »kulturowej« lub »społecznej« oraz tożsamość płciową i seksualną”. Czyli fundamenty wiedzy naukowej o człowieku.