Pożar trwał 11 minut. Spłonął dom z sześcioma osobami w środku. Matka i czworo dzieci zmarły. 18-letni syn Wojciech uratował się.
Można odnieść wrażenie, że wszystko w tej sprawie jest oczywiste. Media już dawno wydały wyrok skazujący: o godzinie 1.40 w nocy 10 maja 2013 r. Dariusz P. z rozmysłem wzniecił w domu pożar i zablokował wejścia, w tym okna, tak by nikt nie mógł wyjść, bo liczył na odszkodowanie. Media pisały o poprzecinanych z premedytacją sznurkach rolet, chciwości, braku skrupułów – i o Bestii. Która po śmierci rodziny teatralnie opłakiwała ją na pogrzebie.
Hiob
Zanim P. został Bestią, był dla mediów Hiobem. Wszystkie telewizje pokazały ten pogrzeb: rząd białych małych trumien ustawionych pod ołtarzem, obok ciemna trumna żony, a w tym morzu nieszczęścia – on, święty człowiek, głęboko wierzący, po teologii, kościelny szafarz, do tego wspaniały ojciec i mąż.
Do kamer wypowiadali się ludzie wstrząśnięci losem Hioba. Ksiądz Bogusław Zalewski, proboszcz parafii, do której należała rodzina P., opowiadał ze wzruszeniem, jak Dariusz P. w szpitalu śpiewał kołysankę nieżyjącej 4-letniej córeczce. „Akurat lekarz prosił go do identyfikacji ciała tego dzieciątka. Pielęgniarki wyszły i powiedziały, że ktoś tam musi z nim być, i że one nie są w stanie. Wszedłem, i to, co zobaczyłem, było takie niezwykłe – on klęczał przy tym łóżku, na którym przewożą pacjentów. Agnisia leżała w prześcieradle, a Darek śpiewał jej kołysanki, tulił ją, całował, owijał w to prześcieradło. Myśmy byli porażeni. Taki aniołek – główka jej opadała, więc ją próbował ustawić, zawijał. Nigdy nie zapomnę tego widoku”.
Opowiadał też, jak szpitalny personel nie był w stanie przekazać zdruzgotanemu ojcu, że druga córka też nie żyje.