„Gospodarka żubrami jest prowadzona racjonalnie” – tak o ściśle chronionym, zagrożonym wyginięciem gatunku, będącym wręcz ikoną ochrony przyrody w Polsce, wyraził się poseł Józef Brynkus z partii Kukiz’15 na specjalnym posiedzeniu sejmowej komisji ochrony środowiska. Zwołano ją, gdy opinię publiczną zbulwersowały opublikowane przez portal OKO.press informacje o nieprawidłowościach i nadużyciach, do jakich dochodzi podczas odstrzału żubrów. Mazurskie Nadleśnictwo Borki występuje co roku o zgodę na odstrzał około 10 proc. populacji żubrów żyjących w Puszczy Boreckiej. Powodem ma być troska o ich „liche zdrowie”, przegęszczenie czy szkody łowieckie wyrządzane przez te zwierzęta. Kwalifikowanie zwierząt do odstrzału odbywało się według nieprzejrzystych procedur. Ich liczbę zatwierdziła wewnętrzna komisja, przy czym – jak ustaliło OKO.press – zrobiła to, zanim stado zebrało się na przezimowanie i nie było jasne, w jakim stanie są żubry. W 2014 r. do Borków sprowadzono sześć zdrowych samców z rezerwatu pod pretekstem powiększenia hodowli, po czym nadleśniczy natychmiast wystąpił o zgodę na ich odstrzał i ją uzyskał. Podobne praktyki ujawniła Fundacja Dzika Polska w Puszczy Knyszyńskiej. Tu także nadleśnictwo występuje co roku o zgodę na odstrzał około 10 proc. stada. Odbywa się to bez nadzoru naukowego. Wystarczy podejrzenie, że zwierzęta być może są chore. Sprawdza się to dopiero podczas sekcji zwłok. Pozwolenia na odstrzał trafiają do dewizowych myśliwych (kosztuje to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych), żubry sprzedawane są na trofea, ich mięso trafia do restauracji. W 2016 r. zabito m.in. ciężarną samicę i młodego zdrowego byka. Od pewnego czasu zbliżał się do siedlisk ludzkich, ale nikomu nie zagrażał. „Niebezpieczny” zrobił się akurat wtedy, gdy zaczął się sezon łowiecki.