Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ojciec Bogumił od Aniołów

Niedochodowi parafianie wiejskiego proboszcza

Opustoszały kościół we wsi D. Opustoszały kościół we wsi D. Marcin Kokolus / Polityka
Proboszcz ze wsi D. sugeruje parafianom, że byliby cenniejsi dla niego po śmierci.
Zestresowani schorowani latami zwlekali z interwencją u wyższych ekscelencji w tak intymnej sprawie.Mirosław Gryń/Polityka Zestresowani schorowani latami zwlekali z interwencją u wyższych ekscelencji w tak intymnej sprawie.

Gdy ks. Bogumił otoczył duszpasterską opieką parafian w D., szybko odnalazł się w realiach, że pogrzeb to jedyny dochodowy sakrament na jego terenie.

O ledwie wiązanym końcu z końcem ks. Bogumiła dowodzą statystyki za ubiegły rok. Otóż odprawił odpłatnie do wieczności sześć dusz, a błogosławił na nowej drodze jedną parę. Komunie zmuszony był sobie darować. Choć nadzoruje jeszcze cztery kaplice filialne, niemożliwością jest skompletować majową porą garstkę do eucharystii.

Parafianie zaczęli odnosić wrażenie, że może byliby mu cenniejsi pośmiertnie. Słyszeli na własne uszy, jak ks. Bogumił przepraszał swoich dłużników za zwłokę: – Zwrócę przy najbliższym pogrzebie, albowiem od dłuższego czasu nikt mi nie umarł.

A schorowani, zalegający na wykrochmalonych poduszkach, poczuli presję z jego strony. Wręcz pretensję, że ciągle nie mają się na odejście.

Promocje

Zestresowani schorowani latami zwlekali z interwencją u wyższych ekscelencji w tak intymnej sprawie. Pokornie znosili swojski styl, jakim odnosił się do będących na ostatniej prostej. Przez per Czesiu, Zenobio, Romeczku. A – należy podkreślić – były to (często dziś już świętej pamięci) osoby w wieku osiemdziesiąt plus, niewartościowi za życia dysponenci mikroskopijnych emerytur. – Tyle lat, a jeszcze żyje? – zwracał się półżartem jak Zeus na Olimpie.

Rugał ich z ambony za każdą starczą niedyspozycję. Poczciwej Wiesławie, która 30 lat prała bieliznę ołtarzową, raz tylko spóźniwszy się na mszę, nie omieszkał tego wypomnieć. Popadła w depresję. Gdy podeszły wiekiem Józef nie wytrzymał i zaklął: – Ksiądz jesteś dupa, nie gospodarz!, wymienił go w ogłoszeniach parafialnych, przekręcając, że zabluźnił „pizda, nie ksiądz”. A to są dwie różne rzeczy.

Miał zacierać ręce, kiedy panu Jurkowi w dwa dni na tamten świat zabrali się oboje rodzice. Tatuś po krótkiej chorobie odszedł w swoje urodziny, mamusia o siódmej rano w dzień jego pogrzebu. – Masz – powiedział ks. Bogumił – 200 zł promocji.

Dawać rabat – publicznie wypomniał mu sierota – za niespodziewaną śmierć w pakiecie tak drogich mu osób? Proboszcz popamiętał tę niewdzięczność. Spacerując z pieskiem pod oknami osieroconego Jurka, wycedził: – Kiedy dotknie cię ręka sprawiedliwości i w końcu pójdziesz spać? Co ten odebrał metaforycznie, że niby dlaczego jeszcze żyje. Z lekka się nawet wystraszył.

Ks. Bogumił zwykł w rewanżu składać śmiertelne życzenia w dosłownym znaczeniu. Pana Marka, będącego w opozycji do materialistycznej polityki pogrzebowej, wskazał palcem: – Teraz na ciebie kolej, ordynatorze. A zwrotem ordynator szydził z jego podrzędnego stanowiska w gminnej przychodni. Nie minęły dwa miesiące od tego wydarzenia, gdy spełniła się przepowiednia i zaniemógł ojciec. Trzeba było ugiąć się i płacić, w trosce o tatusiową duszę.

Kiedy ten codzienny szantaż zaczął czynić dyskomfort, a najwierniejszych wprawiać w popłoch, postanowiono napisać zażalenie do najdostojniejszych ekscelencji. Skarżąc się na pazerność ks. Bogumiła, „porównywalną do Jarmarku, który Żydzi urządzili w kościele za życia Jezusa”, błagano ekscelencje o wyzwolenie spod jego duchowego nadzoru. Tymczasem to był ledwie prolog do tego, co chcieli powiedzieć.

Porody

Otóż do młodych, przyszłościowych, ks. Bogumił ma nieporównywalnie przychylniejsze podejście. Wręcz respekt.

Momentami rubaszny. Łapie młode matki za piersi, upewniając się, czy naturalnie karmią. Daj Boże, niech jak najszybciej powróci im okres, a tym samym grunt pod następne potomstwo.

W trakcie wyprowadzania pieska zwykł zaczajać się pod oknami, doglądając, czy rozmnażają się zgodnie z katechizmem. Krnąbrnym nigdy nie omieszka wytknąć z ołtarza przedmałżeńskich zbliżeń, informując zebranych, że na głowie wianuszek, a w brzuszku Januszek. Choć do nowo narodzonych ma stosunek ambiwalentny. Zwłaszcza do – jak powiada – mongolistów, których chrzci zawsze pod przymusem.

Ks. Bogumił chwali publicznie za spódnice, klepiąc w pupy z aprobatą. Prawidłowa katolicka kobieta nogawkami się nie oszpeca. – Masz szczelinę między zębami, to znaczy, że musisz być kochliwa. Większość chichoce w respekcie przed Panem Bogiem. Z rzadka policzkują. – Ty wiesz, dziewczyno – gani policzkujące – że ty księdza uderzyłaś?

Bywa że postępuje bez wyczucia. Pewnego razu spotkał w sklepie dwie rodzone siostry: miejscową i imigrantkę przybyłą w odwiedziny. Mówił tej pierwszej, że prowincjonalna i bez gustu. Zaś drugą komplementował, jak światowo pachnie. Nie trzeba było psychologów, by przewidzieć, że pokłócą się obie na śmierć i życie.

Ulżyło parafianom, gdy przysłano wikarego do pomocy w związku z niedołęstwem ks. Bogumiła, który, skarżąc się na bóle w sercu i kolanach, z parafianami komunikował się wychylony z okna plebanii. Przestał klękać nawet przed Najświętszym Sakramentem, a małe dziewczynki płakały, że ksiądz, nie mogąc się zgiąć, odmawia spowiedzi, którą katechetka zadała na pierwszy piątek miesiąca.

Lecz nie chciał dzielić się z wikarym do tego stopnia, że widywano kleryka śpiącego w samochodzie, bez dostępu do lodówki. Miał żebrać po wsi o pajdę chleba z twarogiem. Aż zniknął. – Nie ma i nie będzie – odniósł się ks. Bogumił w ogłoszeniach parafialnych. Po czym wymienił ciurkiem wszystkie jego grzechy, które miał poznać z pierwszej ręki.

Pomyje

Niestety, interwencje u wysokich ekscelencji odbiły się rykoszetem. Arcybiskup szczeciński poprosił pisemnie szanownych państwa, by jeszcze większą opieką otoczyli tak zbolałego księdza, który nie jest w stanie zgiąć kolan.

A ośmielony ks. Bogumił demonstrował swój materializm coraz śmielej. Obchodząc domy po kolędzie, nie szczędził słów prawdy. W domu X. zjadł obiad byle jaki, jednodaniowy, za słony. Z. zrobili tylko kanapkę z pomidorem, do tego niskogatunkową herbatę, prawie potknął się u nich o wiaderko pomyj w korytarzu. U Y. podniósł filiżankę i wyczytał na spodzie, że chińszczyzna. No, ale skąd mają znać się na porcelanie te kobity przysadziste grube jak pufy. Ile wzrostu, tyle rozumu. U W. widział ściany kolorowe jak w burdelu i takie wnętrza, że nie obejdzie się bez wyjazdu do Holandii.

Tam – mawiał ministrantom, wskazując popegeerowskie bloki – nie ma co się fatygować. Może z wyjątkiem tych dorabiających zagranicznie. Lecz jeśli w kopercie wyczują miedziane, śpiewać mają tylko jedną zwrotkę.

Istotność dochodu pogrzebowego wzrosła jeszcze bardziej, odkąd przepadł urobek z niedzielnej tacy. O ile garstka niedołężnych wdów jest dożywotnio skazana na msze u ks. Bogumiła, zmotoryzowani młodsi uciekli przed nim do kapłanów z ościennych parafii.

Więc ks. Bogumił wysupłuje w sklepie monety: – Sprzedajcie choć herbatę na kolację. Obrażony. Niedochodowi starzy przychodzą do kościoła tylko miejsca grzać, a przecież on ma na utrzymaniu dwa srebrne mercedesy (jeden powszedni i nowszy świąteczny). Za dnia zmuszony jeździć oszczędnie przy wyłączonych światłach, gdyż jedna żarówka to koszt 250 zł. Nie da się utrzymać żarówek w tych warunkach nawet z pięciu niedzielnych mszy w świątyniach filialnych.

Piekło

Ks. Bogumił umiłował sobie pogrzeby także dlatego, że prócz dochodu z sakramentu ma wówczas największe frekwencje w roku. Otóż umarłego odprowadza cała wieś, żegnając w ostatniej drodze nawet najzagorzalszych wrogów.

Kiedy wyjeżdża na urlop, ogłasza półżartem, iż żywi nadzieję, że nikt nie umrze w okresie zastępstwa przez najbliższe dwa tygodnie. A przypisane mu dożywotnio niedołężne wdowy oglądają się po sobie, na którą popadnie. Trzyma je przy życiu chęć zrobienia mu na złość za to, że traktuje schorowane dusze jak hodowlę na prywatnej farmie, liczącej sobie – zgodnie z metrażem wsi D. – 6 km kw.

Doszło do tego, że podstarzałe córki wdów wypraszają go z domów, gdy narzuca się ze spowiedzią okołoostateczną. Ale ks. Bogumił nie odpuszcza, jakby zamierzał przypilnować co do ostatniej minuty. Sprawę komplikuje fakt, że nie ma dokąd uciec. Wieś D. pechowo otaczają parafie, którym proboszczują członkowie Towarzystwa Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. Ks. Bogumił, pod groźbą dodatkowego grzechu ciężkiego, zakazuje zapraszać ich prywatnie i brać niecertyfikowane rozgrzeszenia. Gdyż nie całkiem nasi, polscy, mniej rodowici. Jakby nie dostrzegał belki we własnym oku. Siwą brodę zapuścił na ćwierć metra, niczym – nie wypominając nikomu – Arab.

Synowa Leokadii kilkukrotnie ponawiała do wysokich ekscelencji prośby o zgodę na możliwość wyznania grzechów przez teściową komuś innemu. Po dwóch latach nadeszła odmowa. Wszyscy zameldowani powyżej trzech miesięcy na terenie parafii są jej przypisani automatycznie. Umywają ręce chrystusowi misjonarze ościenni. Nie mogą bez zezwolenia posługiwać na terenie ks. Bogumiła, nawet jeśli to prywatne łóżko. Rzekomo mieli nieprzyjemności, choć namaszczani ostatecznie nie mogli się nachwalić.

Umierającym, traktowanym jak feudalne chłopstwo, podnosi się ciśnienie. Z tych nerwów wręcz wracają do życia. Zwłaszcza najubożsi lokatorzy pegeerów. Byle tylko nie skonać pod cennikiem ks. Bogumiła, bo to oznacza, że im gorzej opłacona ostatnia posługa, tym złośliwsze kazanie o nieboszczyku. Zdarzało się, że kompromitował pozostawioną na tym padole rodzinę, przytaczając grzechy zmarłego do kilku dekad wstecz. Na przykład, jak za młodu nieboszczyk buchnął motorynkę. Już nie mówiąc, że ceremonia trwa kwadrans i zostawia niedosyt.

Najwielebniejsze ekscelencje ciągle opieszałe w decyzjach. Zapewniają przybyłą osobiście delegację, że będzie dobrze. Trzeba tylko modlić się jeszcze więcej, wspierać niedołężnego kapłana i nie powiadamiać mediów. Tymczasem najstarsi żyjący, nie mając przed kim się wyspowiadać, wolą już chyba kolektywnie iść do piekła.

Współpraca: Marcin Kokolus

***

Mimo licznych prób nawiązania kontaktu przez domofon ks. Bogumił nie wychylił się nawet z okna.

 

Polityka 11.2017 (3102) z dnia 14.03.2017; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Ojciec Bogumił od Aniołów"
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną