Mieszko Makowski swoje państwo założył pod Radomiem. Nie nazywa siebie królem ani nawet księciem, woli nomenklaturę prawno-urzędniczą, wskazując na bardziej administracyjną niż imperialną funkcję państwa Kabuto. Jego funkcje, mówi Mieszko, ograniczają się do zarządzania. Chociaż państwo posiada własne prawo (spisane ręką monarchy, dostępne na stronie internetowej), system gospodarczy i granice, trudno sobie wyobrazić, żeby na tym kawałku pola zmieścili się ludzie, którzy do dzisiaj otrzymali obywatelstwo Kabuto.
Mieszko kabutański
Monarcha sadza gościa na sofie, siada u wezgłowia i tłumaczy kwestię państwowej suwerenności. Państwo Kabuto posiada terytoria w Polsce, Chorwacji i na wodach Kanady. W Polsce suwerenność państwa (według prawa uznawanego za enklawę) jest najmniejsza. W Chorwacji do uznania suwerenności wystarczy kawałek ziemi i obywatele, podobnie w Kanadzie (tam terytorium nie jest ziemią, lecz wodą). W Polsce konstytucja stanowi jasno: mikronacja musi podporządkować się prawu krajowemu.
Wszystko to skomplikowane, ale Mieszko bierze łyk herbaty i spokojnie opowiada, że terytorium uzyskuje się w gruncie rzeczy bardzo łatwo. Wystarczy tylko odnaleźć kawałek ziemi nienależącej do nikogo. Konwencja o Prawach i Obowiązkach Państw zawarta w 1933 r. w Montevideo stanowi, że na takie terytorium wystarczy wejść, zatknąć tam swoją flagę i ogłosić, że się zajmuje. A także, że: „państwo, jako podmiot prawa międzynarodowego, powinno posiadać: (a) stałą ludność; (b) określone terytorium; (c) rząd oraz (d) zdolność do utrzymywania stosunków z innymi państwami”.
W przypadku Kabuto wystarczyło ogłoszenie. Terytorium na terenie Polski Mieszko po prostu kupił. Te w Chorwacji i Kanadzie znalazł przez internet. Spędził wiele godzin na śledzeniu konfliktów międzynarodowych i ziem-sierot, niechcianych przez nikogo, gotowych do zajęcia.