Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Seks w miasteczku

Afera prasowa w Miastku

Koncern Polska Press wystartował z pomysłem na lokalne tabloidy dwa lata temu. Jednym z pierwszych był właśnie „Tygodnik Miastecki”. Koncern Polska Press wystartował z pomysłem na lokalne tabloidy dwa lata temu. Jednym z pierwszych był właśnie „Tygodnik Miastecki”. Stanisław Ciok / Polityka
Gdy po Miastku zaczęły krążyć pornograficzne filmy z udziałem redaktora naczelnego lokalnego tygodnika, ten podjął temat na łamach. W małym mieście nieczęsto trafia się tak rozgrzewająca wyobraźnię afera.
„Gazeta Miastecka” ma gęstą sieć „tajnych współpracowników” w każdej wsi.Antekbojar/Wikipedia „Gazeta Miastecka” ma gęstą sieć „tajnych współpracowników” w każdej wsi.

Sprzedawczyni z Żabki, gdzie na zamrażarce co tydzień wykładana jest lokalna prasa, uważa, że ten, kto upublicznił pornografię, zrobił świństwo. Dziennikarz i jego żona są dorośli i wiedzieli, co robią. Ale płacić będą także dzieci. Młodszy syn ma pięć lat, starszy chodzi do szkoły. W Miastku, liczącej 10 tys. mieszkańców miejscowości na Pomorzu, są dwie podstawówki i dwa przedszkola. I wszyscy się znają.

Pornole obiegły Miastko w tempie ekspresowym. Na sesji Rady Miasta, w kuluarach, były tematem numer jeden. Zwłaszcza ten zatytułowany „Mączna suczka”. Twarze aktorów były widoczne i rozpoznawalne, więc redaktor naczelny miejscowej „Gazety Miasteckiej” Mateusz Węsierski nawet nie usiłował zaprzeczać. Plakaty, które po dwóch dniach pojawiły się w mieście, ze zdjęciem redaktora, pytaniem: „Czy wiesz, kim jest naprawdę?”, i linkiem do strony, na której opublikowane były pornograficzne filmy, nie miały już praktycznie żadnego waloru informacyjnego. Zwłaszcza że prawie natychmiast filmy interesujące mieszkańców Miastka zniknęły z portalu swingersów, na który wchodziło się przez stronę sprzedającą erotyczną bieliznę. Węsierski twierdzi, że były dostępne tylko dla zaufanych. To poczucie prywatności chyba było złudne, bo po wejściu w jedną z bieliźnianych kolekcji po prawej stronie ekranu pojawiają się miniaturki z filmami. Początkowo to tylko instruktaże do wiązania techniką shibari, ale w miarę klikania filmy robią się coraz bardziej pikantne. Wedle mieszkańców film z redaktorem w roli głównej był wśród nich.

Węsierski nie chce potwierdzić, czy właśnie tą drogą można było dojść do zamieszczonych przez niego materiałów. Zasłania się prokuratorskim zakazem. Razem z żoną złożyli wniosek o ukaranie tego, kto bez ich wiedzy i zgody udostępnił pornograficzne materiały.

Lokalny tabloid

Kiedy Miastko otrząsnęło się już z pierwszego szoku, ludzie zaczęli się zastanawiać, kto i po co upublicznił znalezione w sieci rewelacje. Niektórzy połączyli fakty, że zaledwie kilkanaście dni wcześniej Węsierski był bohaterem innej afery – medialnej. Z dnia na dzień zrezygnował z funkcji redaktora naczelnego „Tygodnika Miasteckiego”, tytułu, który zakładał dla koncernu Polska Press Grupa i do którego należy dziś większość polskich lokalnych gazet, oraz wypuścił konkurencyjną „Gazetę Miastecką”. Nowy tygodnik ukazuje się w nakładzie 3 tys. egzemplarzy. Formalnie wydawcą jest należąca do Węsierskiego spółka Bellina z Miastka, zajmująca się szyciem sukien ślubnych. Gazetę robią dwie osoby – właściciel i reporter.

Koncern Polska Press wystartował z pomysłem na lokalne tabloidy dwa lata temu. Jednym z pierwszych był właśnie „Tygodnik Miastecki”. Funkcję naczelnego powierzono Węsierskiemu, który poprzednie 10 lat pracował dla Polska Press jako miastecki korespondent „Dziennika Bałtyckiego”. Ceniony przez swoich szefów, kilka miesięcy temu odebrał nagrodę Lew Polska Press, m.in. za nieszablonowe podejście do pracy. Poza statuetką dostał voucher wartości 3 tys. zł na weekend w spa. Od uroczystej gali minęło zaledwie kilka tygodni, kiedy odszedł, zabierając ze sobą połowę redakcji, czyli jednego reportera Zbigniewa Dorawę. Czy taki samizdat może być realnym zagrożeniem dla koncernu?

W korporacyjnym „Tygodniku Miasteckim” mają zakaz wypowiadania się na temat Węsierskiego i nowej gazety. Ale i bez rozmowy widać, że są pod presją. Pierwszy numer konkurencji sprzedał się w 1,6 tys. egzemplarzy, drugi rozszedł się w 2 tys. Na maleńkim miasteckim rynku to może być konkurencja zabójcza. Sprzedawczyni z Żabki obserwuje, że u niej na razie lepiej sprzedają się nowi, chyba dlatego, że gazeta jest tańsza o 10 gr i grubsza. Ale ekspedientka, która czyta wszystko, twierdzi, że nowa gazeta krzyczy jeszcze bardziej niż stara. – Dziennikarstwo lokalne, nie tylko to tabloidowe, polega na głębokiej znajomości ludzi – dodaje Piotr Dziekanowski, który od 25 lat razem z Bronisławem Majkowskim wydaje „Kurier Bytowski”, tygodnik, który tabloidem nie jest, a odniósł sukces. Nakład 6,2 tys. egzemplarzy i niemal tyle sprzedanych kupuje ich co dziesiąty mieszkaniec powiatu. – Spadochroniarze z zewnątrz nie dadzą rady. Dlatego naczelny „Kuriera” nie uważa, że Węsierski, wypowiadając wojnę medialnemu potentatowi, jest na przegranej pozycji. Bo w korporacyjnym tygodniku z Miastka jest w redakcji już tylko jeden miejscowy dziennikarz, zajmujący się historią (on też chciał odejść, ale zatrzymano go od dawna wyczekiwanym etatem). Nową naczelną została była szefowa „Tygodnika Człuchowskiego”. Na miejsce reportera, który odszedł z Węsierskim, ściągnięto dziennikarza z Lęborka.

Ton miasteckiej prasie nadaje zatem Węsierski. W roli redaktora naczelnego starego tygodnika nieraz szokował mieszkańców. I dlatego kolejna część mieszkańców chce wierzyć, że redaktor naczelny sam rozpętał własną pornoaferę, żeby się lepiej sprzedawać. W końcu konkurencji nie wypada pisać o pornolach. On – pisze.

Ludzie wciąż pamiętają Węsierskiemu okładkę, którą w całości zajęło zbliżenie ciała martwego dziecka w trumience. – To była dwuletnia dziewczynka i matka dziecka nie tylko wyraziła zgodę, wręcz żądała, żeby zdjęcie opublikować – mówi Mateusz Węsierski. – Mój ówczesny szef miał wątpliwości, ale udało mi się go przekonać. Na pytanie, czemu miało służyć zamieszczenie takiego zdjęcia, Węsierski odpowiada: – Przecież to oczywiste. Oboje mieliśmy w tym interes. Matka chciała zszokować ludzi, a ja dla idei nie pracuję. Cały czas myślę, co zrobić, żeby gazeta lepiej się sprzedała.

Zemsta za odwagę

Z „Tygodnika Miasteckiego” odszedł, by nie musieć rezygnować z zawodu. Mówi: – Wydawca od nowego roku zmniejszył objętość gazety o 8 stron (z 32 na 24), podnosząc jednocześnie cenę o 10 gr. To śmierć dla tytułu. Dobrze wiedział, jak przyjęli to czytelnicy, sam przecież rozwoził gazetę do 118 sklepów na terenie czterech gmin, we wtorek nad ranem przemierzał razem z żoną samochodem trasę ok. 400 km, bo poza etatem redaktora naczelnego miał osobną umowę na kolportaż. Sprzedaż zaczęła spadać.

Sam Węsierski prosi, by absolutnie nie łączyć jego odejścia z „Tygodnika” z pornoaferą. „Przecież ta seria oszczerstw wcale nie musi być z tym związana” – poinformował czytelników na łamach nowego tytułu, opisując aferę, której tym razem on sam był bohaterem. Napisał też, że to była zemsta za jego reporterską odwagę i dociekliwość.

Sugeruje, że chodzić musi w tym wszystkim o artykuł o krwiożerczym amstafie, który wydostał się z ogrodzonej posesji, zagryzł malutkiego yorkshire terriera, wracającego na smyczy ze spaceru ze swoją panią. Przekonywał: równie jak pies agresywny jest jego właściciel, który nieraz już groził sąsiadom, a nawet szczuł ich psem. Twierdzi, że to właśnie ów właściciel amstafa Marcin H. rozsyłał pornograficzne materiały. Miał mu się do tego przyznać w rozmowie telefonicznej. Najpierw sam zadzwonił i zaproponował „trójkącik”, a potem, gdy Węsierski do niego oddzwonił z innego numeru i zwrócił się do niego po nazwisku, wpadł w szał. Wykrzyczał, że ma tych materiałów więcej i będzie je rozpowszechniał. Węsierski ma dowody w telefonie ma aplikację do nagrywania wszystkich rozmów i z zasady nagrywa wszystko jak leci.

Także rozmowy z byłymi szefami. A jeśli chodzi o nie: Polska Press, wydawca starej gazety, domaga się od Węsierskiego ponad 140 tys. zł za złamanie zakazu konkurencji. Redaktor twierdzi, że obowiązywał on tylko w trakcie trwania kontraktu, ale już nie w cztery dni po rozwiązaniu umowy – czyli w momencie wypuszczenia gazety. Przyznaje jednak, że może wyniknąć problem z umową na kolportaż i zapisanym w niej zakazem kolportowania innego tytułu, ale nie martwi się tym na razie. Mówi: ma swoje nagrania i prawnika. Ma zamiar wystawić swój rachunek dla Polska Press, zapewniając, że będzie wyższy niż suma podana przez korporację. Wspomina o tajemniczych asach w rękawie. W artykule poświęconym własnej pornoaferze pogroził: „Marcin H. jest pierwszy. Później będą następni. Każdy, kto przejął rozpowszechniane przez niego materiały, będzie wyłapywany, a podobno nawet niektórzy miasteccy radni wymieniali się tym materiałem”. Napomknął też, że właściciel amstafa to „brat zięcia wysoko postawionego miasteckiego włodarza”. O zięciu – informatyku redaktor także kiedyś pisał, ale znów prosi czytelników, by „nie łączyć tych faktów”.

Nieznani sprawcy

Wrogów Węsierski ma sporo. Jak każdy dziennikarz lokalnej gazety, który spotyka na ulicy bohaterów swoich tekstów. Maria Sowisło, nowa naczelna „Tygodnika Miasteckiego”, przez lata pracowała najpierw w Chojnicach, potem w Człuchowie. Wiele razy miała powyginane wycieraczki w swoim samochodzie. Po jednym z artykułów ksiądz odmówił przyjścia po kolędzie. A raz nieznani sprawcy obrzucili jej dom pomidorami. – Takie są koszty naszej pracy – mówi dziennikarka. Ci, którym się nie podobało, co dziennikarz o nich napisał, mogą okazać mu swoje niezadowolenie.

Węsierski sam dał broń do ręki swoim wrogom. W Miastku go nie żałują. Bo on – mówią nie miałby żadnych skrupułów, żeby o czymś takim napisać na pierwszej stronie. A jakby mu pozwolili, to i zdjęcie by wydrukował, z czarnym paskiem na genitaliach.

Tymczasem naczelny nowej gazety siedzi w sądzie. Przysłuchuje się rozprawom. Akurat dużo się dzieje: złapali nauczyciela nożownika, znaleźli powieszoną na drzewie Martę, dziewczynę z Miastka, która zaginęła przed tygodniem w Gdańsku. A jak nie ma sensacyjnych wydarzeń, to można relacjonować choćby awanturę małżeńską. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać takich ludzi, którzy swoje brudy będą prać na łamach. Węsierski to potrafi. Mówi, że ich redakcja przypomina dawny urząd bezpieczeństwa publicznego. Mają gęstą sieć „tajnych współpracowników” w każdej wsi. I że ludzie uwielbiają takie rzeczy, a jego zawód przecież na tym polega: zdobyć i dobrze sprzedać ludzkie emocje.

Polityka 14.2017 (3105) z dnia 04.04.2017; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Seks w miasteczku"
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną