Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Amerykanin w Żaganiu

Amerykańscy żołnierze w polskich bazach wojskowych

Uroczyste powitanie wojsk amerykańskich w Orzyszu - przełamywanie pierwszych lodów. Uroczyste powitanie wojsk amerykańskich w Orzyszu - przełamywanie pierwszych lodów. Piotr Męcik / East News
Jak każde spełnione marzenie, obecność amerykańskich wojsk w Polsce zarówno cieszy, jak i rozczarowuje.
Przeczekiwanie ulewy w oczekiwaniu na spóźnialskiego ministra Macierewicza podczas powitania wojsk amerykańskich w Orzyszu.Łukasz Dejnarowicz/Forum Przeczekiwanie ulewy w oczekiwaniu na spóźnialskiego ministra Macierewicza podczas powitania wojsk amerykańskich w Orzyszu.

Wysyłając swoich żołnierzy do Polski, amerykański generał Ben Hodges 25 marca przemawiał jak dobry ojciec. Mówił szczerze: warunki będą surowe. Ale dodawał otuchy: w Iraku i w Afganistanie były gorsze. Obiecał jeszcze, że będzie po spartańsku, ale przynajmniej z dostępem do Wi-Fi. Wykazał się w tym optymizmem, co widać było po ilości kart SIM sprzedanych kilka dni później w Orzyszu. No i nie przewidział, że polska władza nie jest mentalnie przygotowana na takie wydarzenia.

Minister w obronie

Prawie 1,2 tys. km, które żołnierze 2. Regimentu Kawalerii musieli przejechać z niemieckiego Vilseck do polskiego Orzysza, nie zmarnowano. Kawalerzyści przećwiczyli poruszanie się w kolumnie w trudnych warunkach, bo do tej kategorii zaliczane są polskie drogi. A wojskowi piarowcy odnotowali kolejny show of force, czyli pokaz siły. I można by to wszystko uznać za wielki sukces, gdyby nie pokaz ignorancji, którym zakończyła się oficjalna część przedsięwzięcia.

13 kwietnia na uroczystym powitaniu wojsk sojuszniczych w Polsce żołnierze zastali przejmujący wiatr i deszcz. Nie zważając na to, polscy organizatorzy ustawili wojsko do apelu już o godzinie 9 rano, choć oficjalną uroczystość zaplanowano na godzinę 15. Okazało się, że nawet tego terminu nie udało się utrzymać, bo na trybunie ciągle brakowało ministra Antoniego Macierewicza, który zajmował się kluczową dla obronności sprawą Bartłomieja Misiewicza. Minister tak zaangażował się w obronę swojego protegowanego przed partyjną komisją, że nawet nie zauważył jak czas szybko leci.

Po zaledwie godzinnej obsuwie uroczystość rozpoczęła się, jak gdyby nigdy nic. I dopiero piąty w kolejności do przemówień czterogwiazdkowy generał Curtis Scaparrotti przekłuł balon oficjalnych banałów: „Z szacunku dla żołnierzy stojących przede mną nie użyję przemówienia, które mam.

Polityka 17/18.2017 (3108) z dnia 25.04.2017; Społeczeństwo; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Amerykanin w Żaganiu"
Reklama