Juliusz Ćwieluch: – Jak mam się do pana zwracać, panie generale, ekscelencjo ambasadorze?
Mieczysław Cieniuch: – Od kilku miesięcy chyba po prostu proszę pana. Po 43 latach w mundurze i trzech latach na stanowisku ambasadora w Turcji moja służba dla ojczyzny zakończyła się już chyba na dobre.
Ale trochę jeszcze panu na ojczyźnie zależy?
Zależy, nawet bardzo, dlatego rozmawiamy, choć szczerze mówiąc, obiecałem sobie, że nie będę udzielał wywiadów. Każdy, kto teraz zabiera głos, musi się dobrze zastanowić. Cokolwiek się powie, należy się spodziewać ataków personalnych. Zwlekałem z tą decyzją, ponieważ liczyłem, że doczekam się i pozytywnych komunikatów płynących z armii.
Pan też ma dziecko w wojsku? Ostatnio wielu pana kolegów zasłania się tym argumentem i odmawia wywiadów.
Mam jedno dziecko i jest cywilem. Ja sam chyba drugi raz tą drogą bym nie poszedł, choć jako jedyny ze swojego roku doszedłem do stanowiska generała i to czterogwiazdkowego. Karierę w wojsku zakończyłem cztery lata temu jako szef Sztabu Generalnego. Wcześniej byłem przedstawicielem wojskowym Polski przy NATO. W wojsku zaszedłem najwyżej, jak się dało, czuję się człowiekiem spełnionym. Jednak kosztowało to mnie i moją rodzinę tyle pracy i wysiłku, że obecnie wybrałbym łatwiejszą receptę na życie.
Wysiłku? Dziś generałem można zostać po zaocznych studiach.
Dewaluacja wiedzy i kompetencji, którą zaserwował armii minister obrony narodowej, jest jednym z powodów, dla których postanowiłem przestać milczeć. Przesłużyłem w armii ponad 40 lat i jeszcze nigdy nie widziałem jej w tak złym stanie. Kadra jest pod silną presją polityczną. Odbywa się niezrozumiała czystka wśród najlepszych oficerów.