Trafiony czy zatopiony?
„Oceanograf” niszczeje, zamiast służyć naukowcom i studentom
Wybudowany za pieniądze podatników katamaran „Oceanograf”, wart ponad 30 mln zł, zwodowany już dwa lata temu i ochrzczony w czerwcu zeszłego roku przez prezydentową Gdyni Barbarę Szczurek, przeszedł pomyślnie próby w morzu. – Gdyby to ode mnie zależało, wołam kapitana i za pół godziny wypływamy – mówi inż. Andrzej Rachwalski, kierownik projektu „Oceanograf” w stoczni Nauta, która statek zbudowała na zlecenie Uniwersytetu Gdańskiego.
Pytanie tylko, którego kapitana, bo statek ma dwóch. Jednego zatrudnia stocznia, a drugiego uczelnia. Do tego jest załoga. Stocznia ma jeszcze pierwszego oficera i marynarza; sześcioosobowa załoga łącznie z kapitanem kosztuje uczelnię co miesiąc 97,5 tys. zł. Statek jest gotowy pod klucz. Kajuty dla 20 osób umeblowane, w kuchni, pralni i suszarni – wszystkie sprzęty. Jest nawet frytkownica. I magazyn z wytwornicą lodu. Oraz multimedialna sala dydaktyczna z dostępem do internetu plus cztery laboratoria – mokre, pomiarowe, sterylne i termostatyzowane – z kompletną aparaturą badawczą. Nawet szatnia dla nurków z suszarką na buty, która nie dmucha, a wciąga powietrze, żeby nie śmierdziało. Na pokładzie gęsto jest od dźwigów, żurawi, bramownic, wciągarek trałowych – wszystkie te urządzenia służą do pozyskania materiału badawczego. Są niezbędne do połowu włokami dennymi i pelagicznymi, sieciami stawnymi czy planktonowymi. Do tego statek wyposażony jest w echosondy, sonary, sondę wielordzeniową, urządzenie do badania oświetlenia nad i pod wodą, profilomierz osadów dennych, zdalnie sterowany pojazd podwodny, a nawet stację meteorologiczną, optyczny licznik planktonu i w wiele innej specjalistycznej aparatury. Jednak nie zanosi się, by katamaran miał odbić od brzegu. Choć rektor UG interweniuje w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a stocznia chce zobaczyć swoje dzieło na wodzie, to długo jeszcze może to nie nastąpić, bo w sprawę, poza dużymi pieniędzmi, wdała się wielka polityka.