Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Ile wsi we wsi

Wieś wygrywa z miastem?

Kolonizatorzy różnią się od animatorów tym, że lokalna wspólnota niezbyt ich interesuje, raczej służy jako zasób (np. taniej siły roboczej) do realizacji własnych celów. Kolonizatorzy różnią się od animatorów tym, że lokalna wspólnota niezbyt ich interesuje, raczej służy jako zasób (np. taniej siły roboczej) do realizacji własnych celów. Smarterpix/PantherMedia
Gdy świat pędzi do miast, Polacy z miast uciekają na wieś, która coraz mniej ma wspólnego z rolnictwem i sielankową arkadią oferującą ciszę, spokój i kontakt z naturą. Tradycyjna wieś, jaką myśleliśmy, że znamy, nie istnieje.
„Wieś, jaką ciągle mamy w zbiorowej wyobraźni, miejsce tożsame z rolnictwem i tradycyjnym stylem życia, nie istnieje” – podsumowuje dr Przemysław Sadura, socjolog z UW.Igor Morski/Polityka „Wieś, jaką ciągle mamy w zbiorowej wyobraźni, miejsce tożsame z rolnictwem i tradycyjnym stylem życia, nie istnieje” – podsumowuje dr Przemysław Sadura, socjolog z UW.

Radek Nowacki jest fotografem, fachu uczył się na uniwersytetach w Szkocji, gdzie wyjechał jak wielu młodych Polaków na początku XXI w. Mieszkał tam przez wiele lat z żoną graficzką, marząc o powrocie do Polski. Jedne z wakacji poświęcili na poszukiwanie siedliska na resztę życia, przejechali od Gdańska aż poza Sejny, sprawdzając 40 miejsc. Padło na Gorło w gminie Stare Juchy. – Za naszą decyzją nie stała jakaś wielka filozofia, chcieliśmy dla siebie i rodziny miejsca, gdzie możemy realizować siebie, mieć wpływ na rzeczywistość i korzystać z takich walorów, jak piękny krajobraz, czyste powietrze i środowisko – opowiada Radek Nowacki. I dodaje, że utopijne marzenia już po kilku miesiącach musiały zderzyć się z rzeczywistością, kiedy zgromadzony w Szkocji kapitał stopniał i pojawiać się zaczęło pytanie, jak i z czego żyć? Dziś, po czterech latach od osiedlenia się w Gorle, Nowacki jest dyrektorem Biblioteki-Centrum Informacji i Kultury w Gminie Stare Juchy, strażakiem w Gorle, nadal fotografuje, wraz z żoną animuje i kombinuje, jak uczynić ze Starych Juch dobre miejsce do życia nie tylko dla siebie i swojej rodziny, ale i dla innych mieszkańców.

– Radek to typowy frik, jakich coraz więcej zaczyna napływać na Warmię i Mazury z dużych miast lub nawet z zagranicy – komentuje Ryszard Michalski, prezes olsztyńskiego Stowarzyszenia Tratwa. Przywożą z sobą trochę kapitału, energię, wiedzę, kontakty i próbują zmieniać rzeczywistość, wciągając w to rdzennych mieszkańców. Stawką jest przyszłość gminy, w której dziś największym pracodawcą jest gminny urząd i wspomniana biblioteka, a głównym źródłem większych zarobków wyjazdy za pracą. Mieszkańcy Starych Juch, gminy liczącej nominalnie 4 tys. mieszkańców, upodobali sobie Islandię, gdzie, jak podliczono, pod koniec 2013 r.

Polityka 43.2017 (3133) z dnia 24.10.2017; Temat tygodnia; s. 15
Oryginalny tytuł tekstu: "Ile wsi we wsi"
Reklama