Niewiara jest odbierana w Polsce jako coś nienormalnego wobec dominujących wzorców kultury. Ateiści, agnostycy czy ludzie obojętni religijnie przez samą swoją obecność zakłócają katolicką normę. Dlatego otoczenie często próbuje na nich wymusić, by się dostosowali; narzuca swoje zasady, obrzędowość, symbolikę. Można to porównać do pewnych form molestowania seksualnego. Mężczyźni często są zaskoczeni, że niektóre ich zachowania są przez kobiety odbierane jako opresywne. Nie mają poczucia, że robią coś niestosownego, bo tak ich ukształtowała tradycja i patriarchalna norma. Katolicka większość podobnie traktuje swoje manifestacje religijności, które przez niewierzącą mniejszość mogą być odbierane jako wykluczenie, nękanie czy opresja. „Przecież my się tylko publicznie modlimy”, „Co komu przeszkadza krzyż?”, „Religia nikogo nie krzywdzi”, „Nic ci się nie stanie, jak pójdziesz na mszę”.
Radosław Tyrała, autor książki „Bez Boga na co dzień. Socjologia ateizmu i niewiary”, napisanej na podstawie badań przeprowadzonych wśród polskich niewierzących, odróżnia dyskryminację i stygmatyzację. Dyskryminację definiuje jako reakcje instytucji państwowych czy kościelnych, które poprzez swoje decyzje wpływają na życie niewierzących, a stygmatyzacja to negatywne reakcje na niewierzących przy spotkaniach twarzą w twarz. Dotyczy codziennego życia rodzinnego czy towarzyskiego.
Boso przez las
Większość ankietowanych przez Tyrałę deklaruje, że w ich otoczeniu dominują osoby niewierzące oraz wierzące, ale tolerancyjnie nastawione do ateistów. Na stygmatyzację skarży się około 20 proc. badanych. Dotyczy to przede wszystkim ludzi młodych, bo starsi mają większą wolność w kształtowaniu swoich sieci towarzyskich.