Wicekurator oświaty chce ograniczenia prac domowych. Ale są wątpliwości
„Istotne jest zwrócenie uwagi na prawo dziecka do odpoczynku, szczególnie w dni wolne od zajęć lekcyjnych, oraz odejście od klasycznej formy zadawania prac domowych na rzecz ich indywidualizowania, odpowiednio do potrzeb i możliwości dzieci” – pisze Wojciech Cybulski, warmińsko-mazurski wicekurator oświaty w liście do dyrektorów szkół i nauczycieli.
Poddaje pod rozwagę jeden z gorętszych tematów w oświacie ostatnich miesięcy. Przepracowaniem uczniów martwią się nie tylko rodzice, ale i Rzecznik Praw Dziecka, który formułował w tej sprawie wystąpienia.
Nauczyciele liczą czas inaczej niż uczniowie
Wicekurator z Olsztyna apeluje do nauczycieli o refleksję nad tym, że „często czas przeznaczony na realizację pracy domowej jest znacznie większy niż optymalna efektywna jego wartość szacowana dla ucznia”. Ale pierwsza trudność w dyskusji dotyczy faktu, że nauczyciele liczą ten czas inaczej niż uczniowie. To jeden z wniosków z badań Evidence Institute, który także kilka miesięcy temu zajął się kwestią prac domowych. Jak ustalili analitycy, zdecydowana większość nauczycieli szkół podstawowych szacuje czas odrabiania lekcji na nie więcej niż pół godziny dziennie. Przy tym w opinii ich podopiecznych czas ten jest często dłuższy.
Co czwarty uczeń twierdził, że poświęca na pracę domową ok. godziny dziennie, a łącznie jedna trzecia uczniów przeznaczała na zadania domowe godzinę lub więcej. W 2012 roku polski gimnazjalista spędzał na pracy w domu 6,5 godziny tygodniowo (więcej było tylko w Irlandii, Estonii i Włoszech). A to wyniki sprzed zmian w strukturze oświaty, które poskutkowały zamieszaniem w podstawie programowej i szczególnym obciążeniem m.