Islam żywi prawicę
Dlaczego polski muzułmanin nawołuje, by nie wpuszczać innych do Europy?
Artykuł w wersji audio
JOANNA PODGÓRSKA: – Przeszedł pan długą drogę od fascynacji islamem i krytyki zachodnich wartości do konstatacji, że nic lepszego od liberalnej demokracji ludzkość nie wymyśliła. Warto było?
PIOTR IBRAHIM KALWAS: – Tak. Ja cały czas jestem muzułmaninem, a islam cały czas jest częścią mojego życia. Przewartościowałem wiele rzeczy. Rzeczywiście przeszedłem drogę od konserwatyzmu i tradycjonalizmu – bo fundamentalistą nigdy nie byłem – do wielkiej otwartości. Złożył się na to mój prawie dziewięcioletni pobyt w Egipcie, gdzie zobaczyłem, jak funkcjonuje społeczność muzułmańska. Przeżyłem tam dwie rewolucje, najpierw antymubarakowską, potem przeciwko Bractwu Muzułmańskiemu. Zrobiłem wiele wywiadów, rozmawiałem z setkami ludzi i to faktycznie wpłynęło na mój stosunek i do islamu, i do siebie samego. Nie porzuciłem jednak religii. Jestem muzułmaninem, a nie ateistą, agnostykiem czy apostatą, choć wiele osób mi to imputuje.
Zważywszy na to, co pan pisze, można odnieść wrażenie, że jest pan raczej panteistą.
Być może. Jakoś trzeba używać pojęć, ale nie przywiązuję się do etykietek. Doszedłem do własnej duchowości i jestem z nią szczęśliwy. Nazywam ją islamem, ale dziś to dla mnie tylko pięć liter. Oczywiście zaczynałem jako neofita. Dlatego dziś wiem, jak odczytywać deklaracje wszelkich neofitów. Wiem, jakim zauroczeniem może być przyjęcie nowej religii czy idei. To działa jak narkotyk. Stajesz się kimś innym. Ale jestem człowiekiem wychowanym na literaturze, sztuce i zachodnich wartościach. Ten pierwiastek oczytania i liberalnej otwartości na szczęście szybko we mnie zwyciężył i odciągnął mnie od irracjonalnego tradycjonalizmu, który na początku strasznie mnie wciągnął. Jednych rzeczy żałuję, ale innych nie, bo dzięki temu tradycyjnemu islamowi wspiąłem się, jak po rusztowaniu, do mieszkania mojej własnej, prywatnej muzułmańskiej duchowości.
Był jakiś moment przełomowy?
Rewolucja egipska. Wtedy we mnie tąpnęło. Zacząłem analizować mentalność egipską, arabską, muzułmańską. Pamiętam pierwsze dni, kiedy ten tradycjonalistyczny, tak ceniony przeze mnie, bezpieczny i wygodny światek runął. Zacząłem się zastanawiać, co spowodowało u ludzi taką wściekłość, agresję, frustrację, to szaleństwo na ulicach? I zrozumiałem, że to nie miało wymiaru jedynie politycznego, ale tkwi gdzieś głębiej w mentalności. Wartości europejskie nie są bez skazy, ale demokracja zachodnia jest najlepszym z systemów, jakie do tej pory wymyślono. Można powiedzieć, że doszedłem do tego po błędach i wypaczeniach. To się zdarza.
Dlaczego nawołuje pan: nie wpuszczajmy muzułmanów do Europy?
To duże uogólnienie, bo oczywiście zależy jakich muzułmanów. Na pewno trzeba wpuszczać tych, którzy uciekają przed prześladowaniami – intelektualistów, artystów, dziennikarzy czy osoby homoseksualne. Tacy powinni mieć możliwość znalezienia azylu w wolnej Europie. Podobnie jak ludzie, którzy ewidentnie uciekają przed wojną. Ale nie te miliony chętnych z Afryki Północnej i krajów arabskich, którzy chcą się dostać do Europy z powodów ekonomicznych. Problem w tym, że trudno ustalić, kto jest uchodźcą, a kto imigrantem ekonomicznym.
W Egipcie paszport syryjski czy irakijski ma sporą cenę, bo ludzie próbują udawać uchodźców, by zwiększyć szansę na azyl. Nie możemy przyjąć w Europie takich mas muzułmanów, dlatego że już mamy tego efekty w postaci rewitalizacji skrajnej prawicy. Wielu przeciętnych Europejczyków jest przerażonych islamem. Boją się muzułmanów i mają prawo się bać po tych wszystkich zamachach terrorystycznych, do których doszło. I uciekają pod skrzydła prawicy. To trochę podobna sytuacja do tej, jaka miała miejsce w Europie w 20. i 30. latach XX w., gdy ludzie przerażeni bolszewizmem uciekali pod skrzydła faszyzmu. Ja się tego bardzo boję; nie samych muzułmanów, ale tego, że są zapalnikiem dla triumfów skrajnej prawicy. Co ona by bez nich poczęła?! Spadli jej z nieba. A z drugiej strony – niestety – islam to religia i kultura, która nie przystaje do wartości liberalnych, demokratycznych ani do europejskich systemów prawnych.
Dlaczego?
Cywilizacja arabska nie przeżyła oświecenia ani żadnych innych prądów czy fermentów ideowych, jakie przeszła Europa. Ani tych dobrych, ani złych. To zaskorupiały system, oparty na tradycyjnej religijności. Dopóki ludzi o takiej mentalności jest mniejszość, to nie jest wielki problem. Choć wiemy, że w podparyskich, szwedzkich czy belgijskich gettach już jest. Jeśli taka społeczność miałaby być liczona w dziesiątkach milionów, zrodziłoby to ogromny problem kulturowy, na którym skorzystałaby tylko prawica. Spójrzmy prawdzie w oczy – z imigrantami z innych kręgów kulturowych nie mamy kłopotów. W Polsce mieszka około miliona Ukraińców, nie słyszy się o jakichś większych problemach z nimi; nie większych niż z Polakami.
My z muzułmanami mamy w Polsce inny problem. Są tu narażeni na przemoc. Jak wszyscy obcy zresztą.
To druga strona medalu, którą jest islamofobia. W Polsce jest to związane z tradycyjną ksenofobią, teraz podbudowaną jeszcze rządami populistów i nacjonalistycznym klimatem, który tworzą. To podatny grunt, na którym takie siły się uaktywniają. Tak jak po brexicie uaktywniły się siły antypolskie. Tak się dzieje zawsze, gdy do władzy dochodzi populistyczna prawica. To jest przykre i brzmi jak paradoks, ale właśnie dlatego nie powinniśmy przyjmować muzułmanów masowo. Tak każe zachowywać się pragmatyzm, by nie zwyciężały demony zła z prawicy.
Niestety, siły liberalne w Polsce, na które zawsze głosowałem i głosuję, nigdy nie potrafiły tego problemu jednoznacznie zdefiniować i określić. A populiści z PiS czy od Kukiza to robią, żerując na polskiej ksenofobii. Wiedzą, jak to robić; są w tym bardzo sprawni. Kwestia uchodźców, imigrantów czy islamofobii jest niedoceniana przez liberalnych polityków. Polacy się strasznie boją muzułmanów. Przesadnie, ale się boją. I czy to się podoba, czy nie, należy to uwzględnić w polityce.
Nazywa pan sprzyjającą uchodźcom lewicę pożytecznymi idiotami. Ale przecież nie sposób spokojnie patrzeć na to, co się dzieje w Syrii, czy na ludzi, którzy toną w Morzu Śródziemnym. Jak z tego wybrnąć?
To ogromny problem. Nie można powiedzieć: nie przyjmujemy nikogo, bo się będzie łajdakiem. Nie można powiedzieć: przyjmujmy jak najwięcej, bo faktycznie będzie się pożytecznym idiotą. Ja uważam, że trzeba przede wszystkim pomagać tam. Europa to robi, ale za mało. We Włoszech, które były zmuszone przyjąć ogromną ilość imigrantów, uszczelniono morskie granice i podjęto współpracę z władzami Libii i Tunezji; w efekcie statystyki spadły. Europa powinna za wszelką cenę dążyć, by zatrzymać ludzi tam, pomagając im osiągnąć godziwy poziom życia. To naprawdę trudna łamigłówka dla Unii Europejskiej, ale nie wolno rozpalać ognia pod kotłem prawicowców. Musi to rozegrać tak, by sama nie upadła. Przecież im właśnie o to chodzi. Nie mam wątpliwości, że tacy ludzie, jak Kaczyński, Orbán, Farage czy Le Pen, chcą zniszczenia Unii; zniszczenia tego liberalnego, socjaldemokratycznego, oświeceniowego świata wartości, który budowaliśmy przez kilka dekad. Oni go nienawidzą.
I tu się spotykają z islamem?
Oczywiście. Nawet nie z islamizmem, ale konserwatyzmem muzułmańskim. Skrajna prawica i islam spotykają się na gruncie tradycjonalizmu.
Czy to jest wpisane w istotę islamu?
Tak. W wielu religiach obecny jest pierwiastek antymodernizmu, antynowoczesności. W chrześcijaństwie także, ale ono – chcąc nie chcąc – przeżyło oświecenie i wiele innych idei, które tworzyli sekularyści. Wytworzyło ciała obronne w postaci swoich wewnętrznych ruchów liberalnych, takich jak np. środowisko skupione wokół „Tygodnika Powszechnego” w Polsce. Katolicyzm, zwłaszcza pod władzą papieża Franciszka, jest dziś czymś nieporównywalnym z islamem. Islam nie przechodził prawie żadnych przewrotów ideowych i myślowych. To zastygła forma pojmowania świata, która nie przystaje nawet do pooświeceniowego chrześcijaństwa. Chociaż gdyby wziąć pod uwagę polski Kościół: zachowawczy, zawsze wiejski, tradycjonalistyczny, irracjonalny, można mówić o pewnej bliskości. Islam coraz bardziej się oddala od nowoczesnego świata nie przez to, że się cofa, ale dlatego, że stoi w miejscu. A zachodni świat pędzi do przodu. To budzi w muzułmanach lęk.
Tu leży źródło terrorystycznej przemocy?
Między innymi. Wydaje nam się, że terroryzm islamski jest powodowany nienawiścią do niewiernych, do Zachodu, do Ameryki czy Izraela. Też, ale to kwestia drugorzędna. Według mnie podstawową rolę odgrywa frustracja i potworny strach tej cywilizacji przed galopującą kulturą zachodnią, która jest sekularna i coraz bardziej kasuje Boga, a ten jest centrum i fundamentem muzułmańskiego rozumienia rzeczywistości. Tamten świat, zwłaszcza od czasu pojawienia się telewizji satelitarnej i internetu, nie radzi sobie z wpychającą się każdą szczeliną nowoczesnością i sekularyzmem.
We wszystkich monoteizmach da się odnaleźć niechęć do demokratycznej zasady świeckości państwa i równouprawnienia wyznań, bo tę równość odbierają jako kwestionowanie własnej wyjątkowości.
W wizji świata przeciętnego muzułmanina w ogóle nie ma czegoś takiego, jak rozdział państwa od religii. Islam jest religią holistyczną, która zawiera w sobie duchowość, państwo, politykę, prawo i codzienność. W tradycyjnej, mainstreamowej wersji nic nie może być poza islamem. To społeczność od zawsze wpatrzona w niebo. Pierwiastek irracjonalny jest tam jednym z głównych czynników napędzających codzienne myślenie. Na to nakłada się fatalistyczne postrzeganie rzeczywistości. Wszystko jest inszallah – co będzie, to będzie, jak coś się udało, chwalimy Boga, a jak nie, to też go chwalimy. To się odkłada od pokoleń, od setek lat i kształtuje myślenie przeciętnego muzułmanina. Podkreślam – przeciętnego, bo w islamie są i liberaliści, sekularyści, reformatorzy, heretycy, sufi, a z drugiej strony oszalali dżihadyści.
Często pojawiają się zarzuty, że przemoc religijna jest wpisana w istotę islamu.
To bardzo dyskusyjna kwestia. Jako muzułmanin nie boję się mówić o tym, że w Koranie i hadisach, czyli przekazach o życiu proroka, są wersety pełne przemocy. Tylko że półtora tysiąca lat temu to była norma. Przecież Stary Testament to jest kipiel krwi i zbrodni. Abrahamowy Bóg jest potworem. Ale Żydzi nikogo z tego powodu nie zabijają. Wszystko zależy od interpretacji, od wykładni. Nowy Testament z kolei to hymn na cześć miłości, a przecież nikt nie wymordował tylu ludzi w imię religii, co chrześcijanie. Muzułmanom jeszcze daleko do „osiągnięć” krzyżowców czy inkwizytorów. Wszystko zależy od człowieka, od tego, jak on przysiądzie nad tą swoją świętą księgą, jak ją zinterpretuje i przekaże następnym pokoleniom. Tylko że Koran jest niewzruszony, bo nie podlegał prawie żadnym reformom. Jego zapisy traktowane są często literalnie. Co istotne, to nie są zapisy kleryków czy interpretatorów, ale słowo dane od Boga. Słowa bożego nie wolno „wyciąć”. Gdy przeciętny muzułmanin słyszy o takich pomysłach, cały jego świat upada. Dlatego niestety przemocowe wersety są wciąż żywe i mogą niepokoić przeciętnego człowieka Zachodu.
Ale przecież cała masa muzułmańskich imigrantów świetnie zintegrowała się z europejską społecznością.
Oczywiście, ale to dowód na to, że ta masa ludzi dała sobie radę z odrzuceniem takiej formy religijności. Większość muzułmanów w Europie to osoby zupełnie nieinwazyjne, niesprawiające problemów. Ale jest też bardzo dużo tych, którzy co prawda nie podkładają bomb, ale pojmują świat w sposób tradycjonalistyczny i fundamentalistyczny. Oni nie akceptują europejskich wartości, mimo że tu żyją i jakoś funkcjonują. Demokracja nie styka się z islamem. Nie bójmy się mówić, że z żadną inną społecznością religijną nie ma problemów na taką skalę jak z muzułmanami. Koptowie, jazydzi, buddyści czy sikhowie nie podkładają bomb, nie wysadzają się w powietrze, nie strzelają do ludzi w kawiarniach, nie obrzezują dziewczynek, nie mordują honorowo, nie zakrywają kobiet od stóp do głów.
Mamy problem z islamem?
To jest fakt. Nie uciekajmy od niego w jakieś pokrętne interpretacje, bo to rodzi odwrotny skutek. Im więcej bzdurnych, lewicowych deklaracji, że islam jest super, tym więcej ludzi zwraca się w kierunku prawicy; tym gorzej dla nas Europejczyków, którzy chcemy wolności i demokracji. Tym gorzej także dla samych muzułmanów, których oskarża się jeszcze mocniej, że próbują, wraz ze swoimi lewicowymi zwolennikami, ukryć istotę islamu. Ani to, ani to nie jest prawdziwe. Nie próbują niczego ukryć, przygotowując się do dżihadu, ale są jednak przedstawicielami religii, która sprawia kłopoty w Europie.
Musimy poznawać islam, uczyć się go, żeby nie powielać stereotypów, nie być ani islamofobami, ani islamofilami. Trzeba zwracać się w kierunku sił liberalnych w islamie, które są – szczególnie w Europie, gdzie można spokojnie głosić swój inny islam. Tak jak otwarci i tolerancyjni sufi, kobiety pełniące funkcje imamów czy Bassan Tibi, twórca idei euroislamu, czyli islamu związanego z wartościami demokratycznymi. Ja o tym mówię „islam zdezorientalizowany”, bo orientalizm, arabizm jest jednym z największych przekleństw tej religii.
Wszystkie trzy wielkie monoteizmy narodziły się na pustyni, ale islam mentalnie tam pozostał. Ludzie, którzy myślą o przyszłości Unii Europejskiej, najpiękniejszego tworu w historii tego kontynentu, muszą sobie zdać sprawę, że islam jest w tej chwili, obok skrajnej prawicy, jej największym zagrożeniem. Te dwie siły na sobie żerują. Prawica nienawidzi islamu, ale żywi się nim. Liberałowie europejscy muszą to zrozumieć i umiejętnie rozegrać, a nie tylko wołać: Refugees welcome. Straciłem mnóstwo lewicowych znajomych przez takie poglądy, ale nie przestanę ich głosić dla ich dobra i dla dobra naszych dzieci.
ROZMAWIAŁA JOANNA PODGÓRSKA
***
Piotr Ibrahim Kalwas – pisarz, dziennikarz, polski muzułmanin, autor wielu książek, m.in. zbioru reportaży egipskich „Haram. Halal”. Ostatnio wraz z Jakubem Winiarskim wydał cykl rozmów „Archipelag islam. Czas Koranu, czas zmiany”.